zleciało jak z bicza strzelił:( Niestety czas leci niewiarygodnie szybko.
Dzisiaj ostatni dzień czerwca, a dopiero był Dzień Dziecka he,he...
Pobudka 5:10 i wpół do szóstej dreptanie na "Bałtyk". Właściwie "Adriatyk" hi,hi... Półgodzinki pływania i powrót trochę naokoło;) Dlatego wyszła szóstka:) No prawie, albo niecała;) Co niektórzy *dobiegają* do pełnego kilometra np. dookoła bloku lub śmietnika itp. Ja liczę tak - po przecinku do połowy kilometra w dół, powyżej w górę. W sumie i tak w ogólnym rozliczeniu wychodzi prawie równo.
Fajnie było! Woda mokra i chłodna hi,hi... Cisza, spokój, świeże powietrze...
Uwielbiam te poranne truchty na *głodniaka* a i śniadanko po bieganiu i pływaniu smakuje rewelacyjnie;)
Wracając prawie pod samym domem Pani z pieskiem widząc moje przeplotki, obijanie pośladków piętami i inne *rytuały* kończące trening obdarzyła mnie uśmiechem albo się ze mnie śmiała myśląc co on ...... hi,hi...
„Każda dobra chwila i okazja do śmiechu jest dziesięć razy cenniejsza dzięki przeżytemu wcześniej smutkowi.” - (anonim)
Jeszcze podsumowanie czerwca.
Wybiegane 186 kilometrów w 20 wyjściach. Wychodzone 89. Cztery cotygodniowe gimnastyki i tyle samo kąpieli w "Adriatyku". Jeden start - Półmaraton Radomski.
Przysłowie na dziś:
„Czerwiec po deszczowym maju, często dżdżysty w naszym kraju”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz