jakiś jestem po tych świętach he,he... Coś jakby chciało mnie brać;) ale naturalna odporność nie pozwala:) Bycie Morsem nie znaczy, że nic się nie ima;) Ale zawsze łatwiej wszelkie "zarazy" się przechodzi.
Wczoraj *wygibasy* czyli ostatnia w tym roku cotygodniowa gimnastyka. Dzisiaj podobnie jak przedwczoraj stała przydomowa trasa. Tylko w odwrotnym kierunku. Trochę więcej zakrętów i kilometr plus hi,hi... Dwunastka w drugim tego tygodnia wyjściu. Aura można powiedzieć jesienna tej zimy;) Temperatura +5 i jedynie lodowaty wiatr daje odczucie niższej. Bez opadów, a nawet z przebłyskami słońca:))
Dziwna sprawa nie dzień po sylwestrze, a na trasie naliczyłem chyba z sześć wałęsających się psów:( Na szczęście żadnemu nie marzyło się *bliskie spotkanie trzeciego stopnia* hi,hi...
Chyba wszyscy szykują się pożegnanie starego roku, bo na "Bałtyku" pustki nie licząc jednej Foczki, jednej biegaczki i jednego kijarza. Fajnie było! przewentylowałem płuca:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz