wtorek to był dzień wygibasów czyt. cotygodniowej gimnastyki;)
W tym tygodniu dla odmiany mała reorganizacja mini planu tygodniowego, żeby nie było nudno. Tym bardziej, że ostatnio odpuściłem *miastowe* bieganie he,he... i jak chomik kręcę kółeczka na "Bałtyku". Pewnie gdybym szlifował chodniki to nie byłoby za każdym razem pływania.
Dzisiaj znowu cztery pętle i kąpiel w "Adriatyku". Po pływaniu pomyślałem skoro tak bardzo brakuje mi biegania po plaży spróbuję boso potupać w te i na zad wzdłuż kąpieliska. Krótki co prawda odcinek około czterdziestometrowy, ale zawsze jakaś namiastka hi,hi... Zrobiłem osiem powtórzeń i chlupot stóp w wodzie od razu przywołał wspomnienia z nad morza;) Fajne to było! Spodobało mi się! Następnym razem po trzech lub dwóch okrążeniach glinianek będę dłużej dreptał na bosaka po piasku:)
Rano coraz później robi się widno:( Dzień jest już krótszy od najdłuższego o 56 minut:( Do tego dziś imieniny Anny i jak prawi stare polskie przysłowie:
- „Od świętej Anki zimne wieczory i ranki”
Dycha na czczo nie specjalnie mnie zmęczyła. Gorzej przed obiadem dało hasanie po górkach z wózkiem;) Na szczęście na rehabilitacje udało się dojechać z MLP między jedną, a druga falą deszczu. Potem do marketa też;) Z kolei do przychodni i z powrotem do domu "poświęcił' nas delikatny deszczyk.
Jednak po ostatnich upałach i przy dzisiejszej temperaturze ponad +20 był rewelacyjnym odświeżeniem. Uwielbiam taki ciepły deszczyk szczególnie w czasie biegania:)) Taka naturalna kurtyna wodna!
Po obiedzie zabawa w piekarza tzn. kultywowanie drugiej pasji - pieczenia domowego razowego chleba:)
"Kto gardzi chlebem, nie będzie miał i bułki."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz