wczorajszego dnia. No prawie he,he... Trasa ta sama, ale kierunek odwrotny i dzisiaj pływanie w "Pacyfiku", a nie "Adriatyku". Zmiana kierunku i dystans krótszy (9km) niż wczoraj, bo kąpanie było po drodze;)
Dziś bez ociągania, żeby wcześniej skończyć i przed awizowanym deszczem zawieźć MLP na zabiegi. Po raz enty przepowiadacze/synoptycy sobie, a pogoda sobie. Pobiegałem *na sucho* niestety:( Później pchanie *rydwanu* też:) więc myślałem, że przyleje jak pójdę na zakupy. Figę prawda! Dopiero po obiedzie pokropiło *jak ksiądz kropidłem* Chłodniej, lecz aura i tak męcząca - śpiąca;) Dlatego po obiednie *półgodzinki dla słoninki* było świetne:))
Codzienne bieganie, pływanie, powożenie wózkiem i wszystko inne w temperaturach nie przychylnych Morsom trochę mnie zmordowało:( Zatem jutro planuję wtorkowe wygibasy, czyli gimnastykę.
W kalendarzu świąt nietypowych fajne wydarzenia. Dzień Łapania za Biust i Dzień Bikini.
Cytat dnia:
„Sukcesu nie mierzy się ilością pucharów, ale tym jaki dystans musiałaś przebyć, aby dotrzeć w miejsce, w którym jesteś stamtąd gdzie byłeś.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz