ciało jak żeś chciało wypada powiedzieć he,he... Obudziłem się minutę przed czwartą trzydzieści. Wyspany. Zlekceważyłem niestety tę łaskę:( Wolałem wylegiwać się w pościeli i drzemać do szóstej trzydzieści. Nie powiem było fajnie;)
Rano się nie chciało, więc musiałem się zebrać po siedemnastej kiedy na termometrze w słońcu było plus trzydzieści. Piekarnik! Duchota, upał... Jak dla mnie Morsa śródlądowego stanowczo za gorąco.
Dawno nie było mnie w bialskich polach. Postanowiłem zatem odwiedzić Aleje Brzozową, a potem Lasek Wilka. W polach susza niesamowita. Można dostać pylicy i wyschnąć na wiór;) Nie brałem wody, bo miała być dyszka. Trochę mnie jednak poniosło hi,hi... i wyszła bez mała trzynastka.
Dawno już tak się nie wysuszyłem w czasie biegania. Po powrocie duszkiem wypiłem prawie litr wody z kiszonych ogórków. Własnej roboty ma się rozumieć;) Po kolacji zasłużony złocisty izotonik he,he... I dopiero wtedy przestało mnie suszyć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz