po niecałych czterdziestu ośmiu godzinach od ostatniego biegania zaczęło mnie nosić;) Niestety na wyjście nie było szans:( Symptomy "głodu" dziś od samego rana, ale szybsze przebieranie nogami musiało poczekać do godzin popołudniowych. Za to przed siedemnastą poczułem się niczym pies spuszczony z łańcucha he,he...
Nadal na nasłuchu. Na orbicie około domowej, więc o beztroskim hasaniu jeszcze nie ma mowy. Było kapitalnie! No może oprócz jednego momentu kiedy na Jadwigi porąbany burek rzucił się do moich asicsów. Właściciel oczywiście bezradny. Fajnie się lata "na głodzie", bo nóżki chcą się ścigać hi,hi...
Nalatałem dziesięć kilometrów. Ostatnio wychodzę tylko na godzinkę i robię minimum niezbędne do podtrzymania funkcji życiowych organizmu.
Jutro ostatni dzień maja i wtorek, czyli dzień wygibasów;) Biegowo miesiąc niespecjalnie udany z wiadomej *przyczyny* Pomimo startu w rewelacyjnym półmaratonie białostockim. Na podsumowanie statystyki przyjdzie czas.Początek czerwca pewnie będzie jeszcze też trudny, ale będę walczył. Przynajmniej spróbuję;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz