
Cały dzień utykania, łażenia po drabinie, schylania, podnoszenia oraz machania wałkiem i pędzlem daje w kość prawie jak maraton;)
Dzisiaj skończyłem wcześniej i jak to napisała na fejsie Maryś wyszedłem z nadzieją, że mnie wirus w koronie nie dogoni;) Nie, że taki szybki jestem tylko po ciemku może mu trudniej namierzyć potencjalną ofiarę;)
Po dwóch dniach pod dachem pierwszy oddech świeżego powietrza zawrócił mi w głowie;) Widać dotlenienie było niezbędne:)
Nie bardzo miałem pomysł "gdzie" więc poturlałem się po "moim" stadionie tzn. parkingu jasnogórskim:) Mam tam wszystko! Bruk, asfalt, trawę, slalom, górki, zbiegi i co najważniejsze zero kontaktów z ludźmi. Natuptałem siedem kilometrów i choć uzależnienie dopominało się jeszcze, jeszcze... pokornie zjechałem do pit stopu:)
Czuję w kościach te dwa dni intensywnego zapier...a, a trzeba zachować zapas sił jeszcze na jutrzejszy przedpokój;)
Ta minimalna dawka endorfin była mi dziś niezwykle potrzebna. Może nie tyle fizycznie co mentalnie.
Cieszę się, że wyszedłem! Chociaż w głębi duszy kusiło mnie odpuść! jesteś zmęczony! Siódemeczka była super!
Podreptałem
pod niesamowicie gwieździstym niebem po którym co rusz przelatywały
jakieś samoloty. Do tego jak nigdy bardzo nisko. Oby nie rozsiewały
kolejnych dostaw zarazy;)
Cytat dnia
„Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku” Lao-tzu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz