siódmy, przedostatni;) i dobrze, bo tak pechowej aury nigdy nie mieliśmy:(
Po przyjeździe niedzielne popołudnie piękne, letnie:)
W poniedziałek coś tam się zaczęło chmurzyć, ale jeszcze można było poplażować;)
Potem było już tylko coraz gorzej:( Zimno, przeszywający na wskroś wiatr i w końcu opady deszczu. Momentami intensywne.
Błąkaliśmy się w grubych ciuchach cały tydzień nad Bałtykiem he,he...
Całe szczęście, że mam to swoje bieganie:)
Wczesnoporanne bieganie po plaży na bosaka zakończone letnim "morsowaniem" w morzu hi,hi... Pozwalało utrzymać minimalny poziom endorfin niezbędny do przeżycia letniej jesieni;)
Dziś dzionek zaczął się obiecująco he,he... Lecz tylko dla podpuchy chwilowo hi,hi...
Pobiegałem boso po zimnym piachu. Powalczyłem z bałwanami w morskiej wodzie;) Teraz próbuje się nie dać wakacyjnej depresji rozgrzewając się od środka he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz