się, że przy tak napiętym planie dnia w pierwszym Dniu Bożego Narodzenia uda mi się coś pobiegać he,he...
Mało tego zmobilizowałem do wyjścia na piątkę najstarszego syna Jakuba hi,hi... Zaczęło się w sumie od MLP, Która widząc jak drepcze idąc z kościoła rzuciła krótko: pobiegałbyś co? A zaraz potem obierz ziemniaki i możesz lecieć:) Więcej mi nie trzeba było hi,hi... Postanowiłem tylko znać Kubie, żeby potem nie było: "trzeba było mi powiedzieć"
Na początku trochę się opierał, bo kawa, śniadanie, a nie uszykowałem ciuchów... Lecz kiedy zapodałem, że *Gąbkowie* już polotali szybko się zdecydował: "za dziesięć minut pod żabką he,he...
Zrobiliśmy w tempie relaksacyjnym pięć kilometrów, coby zdążyć jeszcze przed obiadem wziąć prysznic hi,hi...
Było kapitalnie! Po drodze spotkaliśmy znajome biegaczki i kilku biegaczy, Którzy tak jak my chcieli pewnie zrobić miejsce na kolejne świąteczne smakołyki;) i pozbyć się nadmiernego "balastu" po Wigilii he,he...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz