
Wspominałem dzisiaj mój debiut na półmaratonie w Żytnie. Pierwsze 10 km pokonaliśmy wspólnie. Potem "odjechałeś" mi, a ja wówczas biegowy żółtodziób patrzyłem z podziwem myśląc: *jak po dziesięciu kilometrach można tak przyśpieszyć!?* Szacun Lechu!
Wracałem dziś rano także do naszych dyskusji, które toczyliśmy po zebraniach w poniedziałkowe wieczory. Dzieliła nas dość znaczna różnica wieku, bo ja wcześniej urodzony;) mieliśmy inne poglądy, lecz w kwestiach zasadniczych zawsze "było nam po drodze" Często wracam do naszych rozmów przy okazji rożnych sytuacji życiowych. Dzięki Lechu!
Kiedy buntowałem się, protestowałem, że z "naszego dziecka" stowarzyszenia, które wspólnie zakładaliśmy robi się "tanią d....." która za wszystkimi lata, wszystkim się chce przypodobać i każdemu dogodzić Ty jeden mnie zrozumiałeś. Tylko ty dodawałeś mi otuchy. Dziękuję Ci Lechu!
Podobno ludzie nigdy nie spotykają się z przypadku, bo jest w tym jakiś cel. Jeden drugiemu zawsze coś może dać. To prawda. Mowi się, żeby być bliskim sobie nie trzeba się widywać codziennie. Zresztą niektorzy żyją pod jednym dachem i są sobie obcy. Byłeś dla mnie wiecej niż tylko kumplem. Nie zapomnę Cię Lechu!
Przykro Lechu, że nie pobiegamy już po Bialskiej:( Nie spotkamy się u Ciebie na Biegu. Ale wierzę, że w Królestwie Bożym będziesz tak jak Inni Którzy odeszli do wieczności na nas czekał.
Przygotujesz nam jak zawsze dopięte na "ostatni guzik" biuro zawodów:) I wspólnie z Takimi miłośnikami szybszego przebierania nogami jak moja Idolka biegowa Basia Szlachetka przebiegniemy nie jeden niebiański maraton:) Odpoczywaj w pokoju...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz