
Po raz piąty w kolejny piątek pościgałem się z samym sobą i hurrra! wygrałem hi,hi...
A już myślałem: chyba wyśrubowanego debiutu nie pobiję;) Za pierwszym razem "na żywca" zrobiłem 28:46, a potem było już gorzej 29:11/29:06/28:54 i dzisiaj 28:22:) W dodatku ostatni kilometr najszybciej. Przyznać muszę zasługa to znajomej Kijarki (dziękuję!:) której obecność na ostatniej prostej zdopingowała mnie do dodania "gazu" he,he...
W nagrodę zrobiłem jeszcze sześć kilometrów i dwunastego wyszła fajna dwunastka;)
Jutro spokojne udeptywanie bialskich pól. Na pewno rano, wolno, a jak długo? się zobaczy;) Zależy od motywacji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz