po błocie i kałużach przez Aleje Brzozową w bialskie pola o siódmej rano tak jak przed laty:)
Dołożyłem jedną pętle za Sanktuarium Krwi Chrystusa i wróciłem przez Okulickiego, Szajnowicza i Szczyt Jasnogórski. Wyszło z tego dwadzieścia jeden kilometrów chociaż przyznaję przemokłem "do suchej nitki" hi,hi...
Na trasie tylko jeden miłośnik szybszego przebierania nogami:( Pogoda ma jednak dla niektórych kolosalne znaczenie. A przecież *nie ma złej pogody na bieganie* są tylko źle ubrani biegacze he,he...
Fajnie mi się biegało spokojnie, bez pośpiechu, więc nawet się nie spociłem;) Na wertepach w lasku Wilka ślisko, grząsko:( koncentrowałem się zatem, żeby tylko nie wyrżnąć orła w dzień;)
Z aury najbardziej zadowolone były chyba ptaki:) świergotały jak nakręcone.
W domu rozbierałem się zaraz za drzwiami, bo z ciuchów ciężkich od wody ciekło jakbym wyjął je z pralki bez wirowania he,he...
Było super! polatałem i wróciłem utytłany, ale zadowolony z uśmiechem na twarzy i naładowanymi "akumulatorami na cały "łikend":)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz