W sumie natupałem osiemnaście kilometrów, czyli o dwa więcej niż w zeszłą środę:) Na dobitkę w końcówce jeszcze slalom pod "Górę" między drzewami i w nagrodę od przechodzącej kobiety: "brawo, brawo podziwiam pana i zazdroszczę" Ale czego? pomyślałem;) Przecież nic specjalnego nie robię, a biegać Każdy może, trochę lepiej lub gorzej...
Ja z kolei zazdroszczę Tym później urodzonym, że teraz jest taki boom na bieganie!
O bieganiu zacząłem myśleć dzięki ś.p. Hopferowi mojemu imiennikowi, który w tv zainicjował akcję *Bieg po zdrowie* i był twórcą Maratonu Pokoju - dzisiejszego Warszawskiego. W głębi duszy marzył mi się wtedy start w MP, ale nie było neta, a w najbliższym otoczeniu Kogoś Kto mnie zachęcił, podpowiedział, doradził... Mój Wuefista był niestety fanatykiem ręcznej;) Zresztą to były całkiem inne czasy:( Nigdy nie widziałem żadnego biegacza na ulicy;)
Fajnie mi się dziś biegało:) Czuję, że forma rośnie i dlatego trochę żałuję, że nie polecę w miejscowym maratonie :) Tym bardziej, że to chyba jedyny taki bieg na królewskim dystansie gdzie będą dwie mety he,he... Jedna regulaminowa, a druga na 42,200 km;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz