Wczoraj jak co tydzień dwie godziny lekcyjne gimnastyki, a dzisiaj duża pętla na "Bałtyku" i jesienne morsowanie w deszczu.
Dziś kap, kap, kapie deszcz. Kąpiel? czemu nie, przynajmniej w wodzie się nie zmoknie hi,hi....
Temperatura powietrza +3, a wody w "Pacyfiku" +4. Krople wody tworzące kółka i bąbelki na powierzchni wody to fajny widok kiedy stoi się zanurzony po szyje w wodzie;)
W parku Lisiniec "ani żywego ducha:( Ani kijarzy, ani biegaczy, żadnych spacerowiczów, jedynie jeden zapalony amator wędkowania pod parasolką;) Jestem pełen podziwu dla wędkarzy. Zwłaszcza zimą kiedy łowią spod lodu. Wiercą niewielki otwór w lodzie i siedzą nad tą "dziurką" bez ruchu jakby zastygli. Rozumiem biegać, chodzić, ruszać się, żeby nie zmarznąć, ale w bezruchu autentycznie można zamarznąć.
Pięć kilometrów, czyli niezbędne minimum do utrzymania funkcji życiowych i pluskanie w zimnej wodzie na początek luzowania. Jutro laba:) Małe co nieco w piątek i w niedzielę próba bicia rekordu Guinnessa, więc będzie też trochę biegania. Ograniczając szybsze przebieranie nogami będę mógł więcej czasu poświęcić mojej drugiej pasji - pieczeniu domowego chleba:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz