na amen jak tak dalej pójdzie he,he... Piąty dzień tygodnia, piąte bieganie i na liczniku sześćdziesiąt jeden kilometrów. Niby nie aż tak dużo. Żaden rekord, ale w tym tygodniu nosi mnie i nie mogę usiedzieć na d....;) Że jutro nie wyjdę też obiecać nie mogę hi,hi... Od poniedziałku jestem jakiś rozbity, przetrącony...? Więc ta godzina wieczornego biegania plus kąpiel w "Pacyfiku" sprawia, że łatwiej mi przyłożyć głowę do poduszki.
Mówią "co masz zrobić jutro zrób dzisiaj". Jutro dzień świątalny i może być rożnie. Dlatego sobotni trening na Bialskiej zrobiłem w piątek. Odczułem w bialskich polach jak skrócił się dzień, jak wcześnie robi się ciemno:( Niedawno jeszcze o dwudziestej pierwszej było widno, a teraz ciemna noc. Szkoda! Z Bialskiej próbowałem zrobić fotkę "Celu" na jaki kierują się pielgrzymi. Niestety z daleka wieża Jasnogórska to malutki jasny punkcik:(
Pływanie też już w ciemnościach egipskich. Najgorszy jednak jest dobieg, bo na nierównościach łatwo o potknięcie lub (odpukać w niemalowane;) skręcenie stawu skokowego. Trzeba będzie "przeprosić" się z czołówką;)
Trzynaście kilometrów z czego mniej więcej połowa po wertepach z oczami w ręce;)
"A mnie jest szkoda lata..."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz