sobie porannego biegania w bialskich polach i Lasku Wilka po wczorajszym deszczu i burzy;)
Wybiegłem wpół do siódmej. Tak jak się spodziewałem: świeże powietrze, pachnąca wilgotna ziemia i delikatny powiew wiatru:) W
zagłębieniach terenu fantastyczna mgiełka parującej w promieniach
słońca wody:)
Na odcinkach piaszczystych podłoże dość grząskie i miejscami trochę niewielkich kałuż, więc wężykiem, wężykiem he,he...
Za sanktuarium spotkałem znajomych kijarzy, którzy zdziwieni pytali co się stało, że ostatnio nie widzą biegaczy. Na drugim kółko gdy mijałem ponownie parę spacerującą z psem pani spytała: "jak się panu tak chce?" Odpowiedziałem jak zwykle - 'nie chcę, ale muszę' hi,hi....
Wiem są biegacze sowy i skowronki. Pierwsi preferują bieganie wieczorne, Ci drudzy jak ja poranne. Oczywiście ze względu na obowiązki nie zawsze jest możliwość wyjścia na trening na rozpoczęcie dnia:( Jednak polecam sowom raz na jakiś czas spróbować szczególnie latem może w "łikend" tego rewelacyjnego porannego klimatu. W ciągu dnia duszno, gorąco, słońce przypieka, więc wieczorem nagrzane powietrze nie pozwala odetchnąć "pełną piersią";(
Nieraz zdarzało mi się lecieć na Bialską nawet przed piątą i było cudnie:)) Dzień się budzi, cisza wokół, ptaki świergocą i ten przyjemny chłodek... Rewelka!
Wracając miałem zamiar biec prosto do domu, lecz jak po tak fantastycznym początku dnia odmówić sobie pluskania w chłodnej wodzie;) Zboczyłem, więc na "Bałtyk" i na moim kąpielisku zastałem 'mamuśkę' z małymi;) Nie była zachwycona gdy wchodziłem do wody, bo cały czas kłapała na mnie dziobem hi,hi...
Szybko udało się podzielić strefy wpływów czyt. pływania;) i przy należytym dystansie obie strony były zadowolone:)
Osiemnaście kilometrów dziś i w całym tygodniu sześćdziesiąt pięć w czterech wyjściach. Cieszę się, że wreszcie odpuściła mi ta neuralgia międzyżebrowa. Tak długo utrzymujący się ból trochę mnie już drzaźnił przyznaję. Na szczęście chyba pomogły regularne kąpiele w "Pacyfiku":) Też polecam;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz