Wczoraj wyszedłem na spokojne roztruchtanie po czwartkowym bez mała maratonie (-4km;) i zrobiłem regeneracyjną odnowę w "Pacyfiku";)

Boleć boli, lekka opuchlizna, ale na szczęście da się chodzić:) I tylko niepokój, czy po nocy da się biegać?!

Tempo spokojne i uważne patrzenie pod nogi. Mimo lekkiego bólu szybsze przebieranie nogami nie sprawia problemu. Gorzej, bo z nieba już przed południem "leje się żar":( Nawet przywoływanie w wyobraźni zimowych morsowań na niewiele się zdaje;)

Opalających się mnogo, ale na szczęście pod brzózkami chętnych do kąpieli brak. Woda cudowna! Na moją obolałą kostkę niczym kojący balsam hi,hi...
W sumie zrobiłem dziś prawie czternaście kilometrów, a w całym tygodniu siedemdziesiąt w pięciu wyjściach. Sporo fajnego biegania:)
W dodatku ogromnie się cieszę, że wywinąłem się kontuzji:):):)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz