w sobotę na Pustyni Błędowskiej wczoraj luz i odpoczynek zasłużony;) "Lizania ran" nie było hi,hi... bo oprócz jednego czarnego paznokcia i zaczerwienionej skóry karku i ramion innych "start" nie odnotowałem;)
Piaskowy peeling stóp otarć, pęcherzy też mi na szczęście nie przysporzył:)
Problem jedynie miałem z domyciem stóp:(
Ten ciemny pustynny piach
całkiem odmienny od tego z plaży "powgryzał" się w pory skóry i dopiero szorowanie po
wymoczeniu nóg pomogło;)
Na całej dwudziestojednokilometrowej trasie były dwa "wodopoje" i co niektórym było mało, bo narzekali. Mnie to nie przeszkadzało, bo na co dzień rzadko zabieram picie na trening nawet na dłuższe bieganie. Chyba, że latem jak żar leje się z nieba. Ogólnie fajny bieg! Trasa też he,he... ciekawa, a w końcówce wymagająca;) Oczywiście trochę poprawek na przyszłość by się przydało, a szczególnie oznaczenia trasy.
Zbyt skąpo rozwieszone biało czerwone taśmy zmuszały do wypatrywania na drzewach oznaczeń szlaku:( Miejscami wyszukiwanie żółtych pasków znacznie utrudniało bieg. Na dziesiątym kilometrze widziałem dwóch uczestników co zboczyli z trasy.
Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby na pustynnym odcinku ustawić Foto-pstryka:( Bo zdjęcia z biura zawodów, stadionu, startu, mety... na fp biegu nie oddaje atrakcyjności tej imprezki:(
Dziś w tempie relaksacyjno spacerowym prawie czternaście kilometrów na dobry początek obecnego tygodnia;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz