Z rana po trawce hi,hi... dziesięć razy zdobywałem od zachodu jasnogórskie wzgórze:) Po prawie dwukilometrowym dobiegu i krótkiej rozgrzewce bardzo lekko mi się podbiegało w kierunku "świętej wieży";)
Nie dziwota wczoraj był luz i regeneracja zatem organizm wypoczęty i silny. Cieszę się, że jest siła! Bo po kuracji antybiotykowej zarazy, która mnie dopadała tuż przed świętami byłem cienki jak "pensja robotnika" he,he...
W niedzielę dycha ma być podobno w dość trudnym terenie to lepiej być trochę niedotrenowanym niż przetrenowanym:) Nie zamierzam stanąć na starcie zmęczony po całotygodniowym cioraniu, bo w imię czego? Ma być święto biegowe, fajna zabawa i brykanie w nieznanym, ciekawym terenie:)
Podobno Morsy i Foczki z krakowskiego klubu "Kaloryfer" chcą po biegu zrobić wiosenne morsowanie? Chętnie skorzystałbym z okazji, bo tam mnie jeszcze nie było;) Po "górskim" hasaniu zamknąłem kółko wracając przez górkę "Moniki" na Kordeckiego:) W sumie na liczniku nieco ponad sześć kilometrów, czyli udało się nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz!
Jutro cotygodniowa porcja gimnastyki. Potem w środę i w piątek pobiegam, a w sobotę odsapnę, bo niestety zapowiadają na weekend gorące lato:(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz