po raz pierwszy w tym roku dzisiaj wybiegłem na trening. Temperatura
iście wiosenna +12, lekkie zachmurzenie i kropiący deszczyk:) Można
powiedzieć aura wymarzona na start w zawodach:)
Biegło mi się
rewelacyjnie już od samego początku;) Najpierw slalom między drzewami z
górki na polu namiotowym dla rozkręcenia;) Potem spoko dreptanie wokół
parku Lisiniec i wypad przyległymi drogami na zachód;) Następnie powrót i
hasanie po "mojej" ścieżce z górkami;) Krótki to odcinek, ale bardzo
fajny, bo pofałdowany i non stop góra - dół, góra - dół...
Na
koniec wracając ścieżką wzdłuż strumyka którą kiedyś nazwałem
"bulwarkiem" zaskoczył mnie istny wysyp żab różnej maśći! Duże brązowe ropuchy,
mniejsze cętkowane jasnobeżowe i szare, zielone... Niestety nie kumkały, ale to
chyba nie ta pora:( Jedne pływały w potoczku, inne siedziały na
brzegu, a cała masa na drodze w parach gdzie jedna "niosła" drugą do mety he,he... Skojarzyło mi się to od razu z nietypowymi zawodami: *bieg z żoną na plecach* :)
Piętnaście kilometrów dobrego biegania. Kilka odkrytych nowych ścieżek wśród krzaczorów i tylko znowu brak Ewy:( która codziennie udeptywała ścieżkę rekreacyjną. Trochę się niepokoję, lecz mam nadzieję, że Jej absencja to nie efekt jakiejś /odpukać w niemalowane/ kontuzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz