"śmieci", czyli dawne tereny biegowe wymyśliłem sobie dzisiaj z rana;) Kilkanaście miesięcy temu była tam moja codzienna, stała, czasem nieco modyfikowana trasa. Ostatnio jednak te rejony trochę zaniedbałem:( i choć przemykałem to tylko po drodze:(
Opłaciło się! Zaraz na początku spotkałem stadko łabędzi:) Dwa na "Pacyfiku" i sześć na "Bałtyku". W tym dwa "brzydkie";) Skoro przyleciały te piękne ptaki to czyżby zimy nie budiet?
Później na drodze dojazdowej na nasze "Mielno" trzy małe sarenki:) Niestety są zbyt płochliwe albo nie mają "parcia na szkło" bo trudno im "strzelić" fotę:(
Za trzy tygodnie ma być wiadomo co będzie "biegane";) Na razie nie ma się co przejmować, trzeba być dobrej myśli, bo "co ma wisieć nie utonie";) Zresztą jak mówi stare polskie przysłowie: "niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgodzić trzeba" Oczywiście nie bez walki. Przecież *maratończyk nigdy się nie poddaje*
GPS znów "roztelepało i w endo wyrysował jakieś dziwne sobie tylko
wiadome ścieżki he,he... Ale jeśli wierzyć we wskazania dystansu to
przebiegłem prawie czternaście kilometrów. Mimo pokrapującego deszczu
biegało mi się rewelacyjnie:) Może za sprawą wczorajszego "rusztowania rurą" hi,hi...
Spotkałem na trasie dwóch biegaczy. Starszy "gorszył się" z uśmiechem na twarzy: "ładnie to tak słabszego wyprzedzać!"
W konkursie frekwencji biegacze vs kijarze dziś nasi górą 2:0:) Może kijarze jak miśki zapadli już w zimowy sen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz