
Później na drodze dojazdowej na nasze "Mielno" trzy małe sarenki:) Niestety są zbyt płochliwe albo nie mają "parcia na szkło" bo trudno im "strzelić" fotę:(
Za trzy tygodnie ma być wiadomo co będzie "biegane";) Na razie nie ma się co przejmować, trzeba być dobrej myśli, bo "co ma wisieć nie utonie";) Zresztą jak mówi stare polskie przysłowie: "niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgodzić trzeba" Oczywiście nie bez walki. Przecież *maratończyk nigdy się nie poddaje*
GPS znów "roztelepało i w endo wyrysował jakieś dziwne sobie tylko wiadome ścieżki he,he... Ale jeśli wierzyć we wskazania dystansu to przebiegłem prawie czternaście kilometrów. Mimo pokrapującego deszczu biegało mi się rewelacyjnie:) Może za sprawą wczorajszego "rusztowania rurą" hi,hi...
Spotkałem na trasie dwóch biegaczy. Starszy "gorszył się" z uśmiechem na twarzy: "ładnie to tak słabszego wyprzedzać!"
W konkursie frekwencji biegacze vs kijarze dziś nasi górą 2:0:) Może kijarze jak miśki zapadli już w zimowy sen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz