wczoraj nam się przytrafiło:) I w ten sposób morsowaliśmy przed biegiem na rozgrzewkę i po biegu. Tuptanie w butach pełnych wody i sztywnych spodniach moro przy temperaturze dziesięciu kresek powyżej zera to bułka z masłem. Przy minus dziesięć to pewnie biegnąc wolno moglibyśmy zesztywnieć he,he...
Najbardziej zmartwiło mnie to, że mój telefon zamorsował będąc w kieszeni:( Na szczęście po wysuszeniu działa!
Słonecznie, ciepło i tylko lód przypominał, że to luty. Mimo nieplanowanej kąpieli bawiliśmy się znakomicie. Poczytaliśmy nowy częstochowski tygodnik, potrenowali wyskakiwanie z wody i ustalili najbliższe morsowanie... walentynkowe:)
Nie byłoby morsowania gdyby nie bieganie. Bieganie jest numer jeden! Dlatego w minionym tygodniu zrobiłem sześćdziesiąt dziewięć kilometrów, a pluskałem się tylko dwa razy.
Fajnie tym razem wyszło: wtorek i czwartek po szesnaście kilometrów, środa i niedziela po siedem i w sobotę dłuższe wybieganie dwadzieścia trzy. Pięć treningów biegowych plus gimnastyka to ostatnio tygodniowa reguła. Wiosenna aura, brak śniegu i oblodzonych nawierzchni pozwala trochę pobrykać;) A, że od dłuższego czasu tuptałem raczej długo i wolno to w środę dla odświeżenia zrobiłem dziesięć stumetrowych przebieżek, aby przewietrzyć płucka.
Podobno zawitały pierwsze bociany, wiec chyba sprawdzi się pogląd MLP, że skoro kupiłem narty to w tym roku zimy nie będzie:(
Sporo tych kaemów! A z zimą zobaczymy, jak dla mnie mogłoby już jej nie być w tym roku :)
OdpowiedzUsuńWszyscy w koło mi to powtarzają Leszku;(
OdpowiedzUsuń