i się zagotowałem;( Żadna z poprzednich nie dała mi się tak we znaki, nawet pierwsza w debiucie na ultra. Teraz na pięćdziesiątym kilometrze miałem już dosyć długich dystansów i w ogóle biegania;(
Ale po kolei. Ranek chłodny, więc większość ubrana na "długo" Szósta zero zero pakujemy się do autobusu i jedziemy do Jarantowa. W oczekiwaniu na start chronimy się przed chłodem w sklepie;)
Po 10 kilometrowym "dobiegu" na rozgrzewkę;) tam zaczniemy pierwszą z sześciu piętnastokilometrowych pętli. Biegniemy
razem z klubowym kolegą WW i jest super (na razie) Po pierwszej pętli robi się ciepło. Postanawiam przed drugą zmienić spodnie na krótkie i
koszulkę z rękawkiem.
Po przebraniu tracę Waldka z oczu i biegnę dalej sam.
Drugie kółko spoko i na koncie cztery dychy. Na trzecim zaczyna
przygrzewać i zaczynają się "schody" na każdym punkcie popijam, ale
czuję się jak skwarek na patelni;)
Na pięćdziesiątym mam dość, a to przecież dopiero połowa dystansu:( I zaczynają mi chodzić głupie myśli po głowie. Przecież, żeby mieć zaliczony bieg ultra i zostać sklasyfikowanym wystarczy 55km. Zamelduję zejście z trasy, wezmę prysznic, wypije browarek i leżąc w chłodnej sali gimnastycznej będę czekał na finał. No brawo! obiecałeś trud supermaratonu dedykować Kubie i co Mu powiesz? Poddałeś się. Ty który mówisz, że maratończyk nigdy się nie poddaje cha,cha... Boli? nie masz siły, ciężko Ci? A Kubie jest łatwo? Jest Mu lekko zwłaszcza teraz przed operacją? Przecież cały czas limit czasowy biegu jest otwarty do dziewiętnastej! No dobra, to zejdę tylko na chwilę wezmę dla chłody prysznic, bo już nie mogę, nie daję rady! Zmienię buty zostanę tylko w klubowej koszulce na ramkach i pobiegnę dalej. Co kąpiel w trakcie zawodów? Chcesz specjalnie marnować czas, żeby tylko się nie męczyć, nie biegać? Pięknie! Obiecanki cacanki! Ale z Ciebie ultras he,he... No dobra już dobra, zmienię tylko buty i w klubowym plastronie polecę dalej!
Zmiana skarpetek, smarowanie stóp i gołe ramiona przynoszą tylko chwilową ulgę:( Cały czas od dwudziestego piątego kilometra biegnę tylko z Kubą na zdjęciu. Brak kompana do wspólnego motywowania się i podnoszenia na duchu to rzecz której najbardziej się obawiałem. Cały czas myślę o moim Kumplu, że pewnie trzyma kciuki i też myśli o mnie;) Zaczynam się godzić, że dziś musi być ciężko. Skoro obiecałem mojemu Przyjacielowi ofiarować trud tego biegu za Jego operację to nie może być łatwo, miło i przyjemnie! Czwarta pętla to najgorsze piętnaście kilometrów jakie dotychczas pokonałemw życiu. Trudno to nazwać biegiem. Człapałem, dreptałem prawie w miejscu i marzyłem o zachodzie słońca. Ożywiałem się krótko na widok kibiców oraz fantastycznych dzieciaków na punktach odżywczych i czekałem kiedy będzie koniec. Zejść z trasy nie zejdę. Ile uda mi się zrobić kilometrów w wyznaczonym limicie tyle zrobię. Trudno. Widocznie jestem za cienki:(
Na siedemdziesiątce w Blizanowie włożyłem pod plastron ponowie koszulkę z krótkim rękawkiem spodziewając się, że z każdą godzina będzie chłodniej. A w końcówce po zmroku nawet zimno.
Obtarte pachy wysmarowałem maścią ochroną, a do butów nawet nie zaglądałem;( Bo czułem pod prawa stopą piekącego mega pęcherza. W tym upale stopy nabrzmiały i nawet gdyby buty były jeszcze większe niż normalnie o numer to byłyby w sam raz;) Zaraz za Blizanowem zdublował mnie Verdi, który biegł już ostatnią pętlę. Ale nie minął mnie bez słowa. Opowiedział o swoim kryzysie. O tym jak odbudował się. Zapytał ile mi jeszcze zostało. Powiedziałem, że raczej tym razem setki nie zrobię, bo nie zmieszczę się w limicie czasu. Wtedy zasugerował, że limit można nieco przekroczyć, a najważniejsze to pokonać dystans. Zerknąłem na zegarek i uświadomiłem sobie, że jeśli się pospieszę to faktycznie może wypyszczą mnie jeszcze na ostatnia pętle! Kiedy pobiegł dalej odebrałem telefon od żony: "Wiem, że nie masz teraz głowy, bo biegniesz. Ale krótko: naprawdę Cię podziwiam! i wierzę, że dasz radę przebiec tyle i postanowiłeś. Trzymaj się, a my trzymamy za Ciebie kciuki" Od tej pory dostałem kopa i w głowie miałem tylko jedną myśl: skoro Waldek się odbudował po kryzysie pewnie i ja mogę! Muszę tylko się spieszyć! Przedostatnią pętlę robiłem myśląc tylko jeszcze ostatnie piętnaście kilometrów i będę miał stówę! Nawet nie czułem bąbla na stopie i obtartych pach;) Trochę tylko zdziwiłem się na głównej drodze w Blizanowie przed osiemdziesiątym piątym kilometrem(moim), kiedy zobaczyłem starszego Gościa, Którego wcześniej mijałem w Jarantowie!!!! Co jest grane! Jakim cudem! Więc mijając Go pytam: "Panie k.... a skąd Pan tu się wziąłeś?!?!" On na to : "no dobra, dobra ja tylko robię siedemdziesiąt kilometrów, a mam siedemdziesiąt siedem lat" Machnąłem ręką i zdążyłem tylko odkrzyknąć, że uczciwość obowiązuje w każdym wieku, a nas ludzi dojrzałych zwłaszcza. Na "bazie" blizanowskiej butelka w rękę i pytanie mogę lecieć dalej??? "Więcej biegniesz, czy maszerujesz"? Biegnę!! To leć! Ostatnia piętnastka w "egipskich ciemnościach" i świdrująca myśl: setkę będę miał na pewno! Ale może jeszcze jest cień szansy w limicie? W pewnej chwili podjeżdża jeden z organizatorów. Mówię więc: śpieszę się jak mogę!!! "Dobra spokojnie, wszystko okey, za Tobą jest jeszcze jeden. Chcesz banana?" Nie dzięki! Już nic nie chcę. chcę tylko stanąć na mecie! Od tej pory kalkuluję jeszcze: Ktoś jest za mną, żeby tylko kurcze nie minął mnie przed sama metą;) Na agrafce w Brudzewie powinienem widzieć ile ma starty do mnie. Chyba nie zrobi zmyłki i na koniec nie skręci w kierunku mety przed agrafką?? O tym samym pomyślał chyba Org, bo patrzę, a jego auto stoi na końcu agrafki;) Ostatnia piątka! w ciemnościach nie widzę mimo podświetlenia godziny! Może się uda! Podbieg, patrol z drogówki i główna blizanowska to lecę jak na skrzydłach i nawet przychodzi mi do głowy, że tak w sumie gdyby przyszło to mógłbym na kolejną piętnastkę jeszcze wyruszyć. Upragniona meta! Zrobiłem po raz trzeci stówkę! Nie dałem się wyprzedzić! Zresztą nawet gdyby co tam! A czas? 12:43:59 O dwie minuty gorzej niż poprzednio i dziesięć minut mniej niż w debiucie. Jest przy kresce Darek z Verdim. Zamiast odpoczywać, bo machnęli ten dystans w niebotycznych czasach przyszli mnie witać na mecie i gratulować! Niesamowite chłopaki! Dziękuję:) Nagle słyszę: "mam dla pana złą wiadomość -zabrakło medali, ale doślemy pocztą" Co tam poczekam;) Nic nie jest w stanie zmącić mojej radości:)
Dla Ścigantów. Tych najlepszych Ultrasów. Których podziwiam, bo robią setkę w siedem, osiem, czy nawet dziesięć godzin to pewnie śmieszne;)
Dla Ścigantów. Tych najlepszych Ultrasów. Których podziwiam, bo robią setkę w siedem, osiem, czy nawet dziesięć godzin to pewnie śmieszne;)
Ale bardzo się cieszę, że mogłem całą stówkę ofiarować Mojemu Kumplowi Kubie, który już dziś pojechał na operacje do CZD.
Jestem bardzo szczęśliwy, że dzięki łasce od Boga i wsparciu życzliwych ludzi mogłem po raz kolejny pokonać samego siebie:) Kiedy wydawało się, że przegrałem udało mi się podnieść i to nawet nie z kolan, ale z samego dna. Ostatnie dwie pętle pokonałem szybciej nie tylko niż czwartą, ale nawet trzecią! Gdyby nie ta droga przez mekkę na czwartym okrążeniu byłaby życiówka i czas limicie. Zabrakło czternastu minut! Ale tym się absolutnie nie przejmuję!! Walczyłem i uważam, że wygrałem, choć w rywalizacji sportowej ;) poległem;)
Nie mogę tylko zrozumieć jak starszy facet może próbować oszukać samego siebie? Jak może spojrzeć sobie w lustrze przy goleniu w oczy? Co z tego, że zapiszą Mu 70km? Oszuka znajomych, najbliższych, organizatorów, ale sumienia w głębi duszy chyba nie da rady??? Żeby to jeszcze młody łebek co chce zaimponować, ale stary dojrzały facet... Wstyd! Z racji wieku również mi wstyd za Niego:(
Za metą kiedy emocje opadły przypomniał się piekący bąbel;) i zmęczenie dało o sobie znać. Zatelefonowałem oczywiście zaraz do Kuby, że daliśmy radę! Podziękowałem za wsparcie duchowe i ściskanie kciuków:)
Potem posiłek od organizatora: gigantyczny kawał kiełbasy na gorąco, kaszanka, buła i gorąca herbata! Następnie prysznic, zakończenie imprezy dekoracje, pakowanie i powrót tym razem tego samego dnia. Podziwiam Darka i serdecznie dziękuje za bezpieczny transport w obie strony:)
Straty i urazy odniesione w walce: całkowicie zużyte dwie pary skarpetek he,he... wylądowały od razu w koszu;) jeden bąbel pod prawą stopą. W niedziele czułem się okey! Trochę bolały mnie uda zwłaszcza na schodach;) Dziś mięśnie, stawy, samopoczucie oki, jedynie pęcherz piecze, ale jakby pod koniec dnia mniej, więc widać światełko w tunelu. Na początku napisałem, że mam już dosyć długich dystansów i w ogóle biegania he,he... tak było przez chwilę;)
Zresztą w najbliższą sobotę obchodzimy mały jubileusz. Pięciolecie Sobotnich Spotkań Biegowych na Bialskiej więc nie wypada nie biegać;)
z archiwum
Potem posiłek od organizatora: gigantyczny kawał kiełbasy na gorąco, kaszanka, buła i gorąca herbata! Następnie prysznic, zakończenie imprezy dekoracje, pakowanie i powrót tym razem tego samego dnia. Podziwiam Darka i serdecznie dziękuje za bezpieczny transport w obie strony:)
Straty i urazy odniesione w walce: całkowicie zużyte dwie pary skarpetek he,he... wylądowały od razu w koszu;) jeden bąbel pod prawą stopą. W niedziele czułem się okey! Trochę bolały mnie uda zwłaszcza na schodach;) Dziś mięśnie, stawy, samopoczucie oki, jedynie pęcherz piecze, ale jakby pod koniec dnia mniej, więc widać światełko w tunelu. Na początku napisałem, że mam już dosyć długich dystansów i w ogóle biegania he,he... tak było przez chwilę;)
Zresztą w najbliższą sobotę obchodzimy mały jubileusz. Pięciolecie Sobotnich Spotkań Biegowych na Bialskiej więc nie wypada nie biegać;)
z archiwum
Tete, Ty to jesteś super facet :)
OdpowiedzUsuńPiękny wyczyn i wspaniała walka! Się wzruszyłam normalnie. Ogromne gratulacje!
OdpowiedzUsuńTomek, jesteś wielki! Ale to pewnie już wiesz;) Ja mi się znowu nie będzie chciało wyjść pobiegać, to sobie jeszcze raz poczytam Twoją relację z tej setki :) Co do oszukiwania, sama byłam tego świadkiem w Krynicy. Dwie laski biegły dychę, służbowo, bo szef wyjazd zasponsorował. Tyle, że na jakimś trzecim kilometrze wsiadły do autobusu (tego co jechał za zawodnikami) i tak przejechały resztę trasy. Wysiadły pół kilometra przed końcem, żeby sobie zdjęcie przy wbiegu na metę zrobić i medal odebrać (bo co by szef powiedział). Ludzie są czasem dziwni.
OdpowiedzUsuńPozdrów Kubę, dzielny z niego chłopak :)
Najlepsi Ultrasi wcale nie są z przodu. Setkę w siedem czy osiem godzin robią ci dobrzy, ale najlepsi są na końcu, którzy nie poddają się chociaż by im nogi odpadały :) Świetna relacja. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja i wspaniały wyczyn. Zwłaszcza, że nie jest to bieganie dla samego biegania, a dla Twojego dzielnego kolegi. Gratuluję i bardzo Cię podziwiam.
OdpowiedzUsuńA co do oszukiwania, to nie rozumiem. Jeśli ktoś po 70-tce przebiega kilkadziesiąt kilometrów to i tak jest supergościem. Nie rozumiem po co to psuć udając, że tych kilometrów było więcej.
Z całego serca bardzo Wam dziękuję za miłe słowa:)Ale proszę nie bierzcie mnie za kogoś kim nie jestem;)Bo niczym szczególnym nie zasłużyłem na takie pochwały. Jestem tylko zwykły tuptacz dreptacz jak zwał tak zwał;)niepoprawny marzyciel i uparciuch;)
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą otrzymałem rewelacyjną wiadomość: mój Kumpel jest już po kilkugodzinnej operacji. Wszystko przebiegło okey:) Czeka Go jeszcze długi pobyt w Centrum i specjalistyczne badania, ale jest dobrze Huuuurrrraaa!!!
Tete, normalnie nie wiem co powiedzieć/napisać. Jesteś po prostu Super Gość i nie zapieraj mi się tu, że tak nie jest. I nawet nie o te przebiegnięte sto kilometrów chodzi (biega).
OdpowiedzUsuńGratulacje dla Ciebie i dla Kuby!
Tete, brawo! Ale miałeś motywację. A Kuba ma wspaniałego kumpla :) Bardzo się cieszę, że Ty przełamałeś wszystkie słabości, a Kuba - że przeszedł pomyślnie operację i wszystko jest na dobrej drodze! Pozdrowienia dla Was, chłopaki :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z powodu udanej operacji Kuby. Koniecznie mu przekaż, ze tu banda biegaczy cały czas o nim myśli i mówi :)
OdpowiedzUsuńSzacunek!
OdpowiedzUsuńCzego się nie robi dla Przyjaciół, w dodatku gdyby nie Żona która potrafi zmotywować w dwóch zdaniach do wysiłku i nie poddawania się - aż robi się człowiekowi ciepło na sercu jak się czyta takie historię :)
Gratuluję i podziwiam za walkę ze swoimi słabościami i jeszcze za to, że tak wyjątkowe chwile dedykujesz komuś, komu wsparcie jest potrzebne. Czytam dziś Twoją relację po kiepskim dniu i czuję się lepiej. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńWow. Po prostu brakuje słow. Jesteś niesamowity. Pozdrowienia dla Kuby
OdpowiedzUsuńGratulacje! :)
OdpowiedzUsuń"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać"...
Wielkie dzięki jeszcze raz:)Kuba też Was gorąco pozdrawia i dziękuje:)Był zaskoczony, że tylu ludzi biegających w różnych miastach naszego kraju o Nim wie:)
OdpowiedzUsuńWasze słowa i mnie motywują;)
Nie mogę już wytrzymać i wieczorem idę tuptać;
pozdrawiam serdecznie:))
wow! Gratulacje. Ten wpis jest ogromną motywacją. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńGratuluję, piękny wyczyn i rewelacyjny opis kryzysu, zmagania się z nim i zwycięstwa. A co do oszukiwania - zupełnie tego nie rozumiem - samych siebie przecież nie oszukamy.
OdpowiedzUsuń