"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


niedziela, 7 października 2012

Połówka w deszczu

nam się dziś zdarzyła w Chorzowie, ale nie narzekam:) Biegło mi się fantastycznie, chyba dlatego, że w towarzystwie klubowej koleżanki Ewy:) Która dziś debiutowała na dystansie półmaratonu i złamała "dwójkę" wielkie brawa i gratki;) Pierwszą pętle zrobiliśmy w 38 minut, drugą podobnie, a na ostatniej trochę zabałamuciliśmy i na mecie zegar pokazał 1:58:37. Sam bieg fajny:) ale start takiej liczby biegaczy (półmaraton i 7km) na wąskiej alejce to pomysł niespecjalny:( W poprzednim poście miałem obawy, czy organizator "przerobi" zapisanych 1500 osób i okazało się słusznie. Przed dziesiąta do hali "kapelusz" było trudno się wcisnąć:( Gdyby nie padało po pobraniu pakietów biegacze wychodziliby na zewnątrz, a tak wszyscy gromadzili się na hali:( a właściwie na jej części, bo halę podzielono na pół i na jednej połówce umieszczono biuro zawodów, depozyt, wydawkę posiłków ze stolikami i ławkami i mikro szatnie:( 
Przy wejściu kłębiący się ogonek po pakiety:( Kiedy wśród niezadowolenia kolejkowiczów przedarłem się do przodu okazało się, że przy stoliku gdzie w przedziale numerów startowych jest mój nie ma nikogo;) Humor mi się poprawił, lecz nie na długo;( W szatni-przebieralni ścisk! żadnej ławki, wieszaka nic! Goła posadzka. Dalej ogon do depozytu:( Tak wiem deszczowa pogoda sprawiła, iż Ci co zwykle przebierają się przy samochodach, czy na ławkach na wolnym powietrzu tym razem szukali schronienia pod dachem. Ale takie rzeczy org musi przewidzieć! Mądrę przysłowie mówi: "mierz siły na zamiary" Nie sztuka spędzić ponad tysiąc ludzi, pobrać startowe i traktować jak bydło. Na naszym biegu mamy limit uczestników również dlatego, że więcej osób nie jesteśmy w stanie "przerobić" Było minęło:) lecimy, leje raz mocniej, raz słabiej prawie dwie godziny extra wrażeń:) Niestety czas wracać do rzeczywistości:( Przemoczony, uśmiechnięty, zadowolony odbieram depozyt i myślę jak najszybciej się przebrać. W szatni jak w tirze wiozącym koninę na zachód:( Przebrany idę na ciepłą zupę. Kolejka normalna rzecz zdarza się wszędzie. Tylko gdzie postawić wiotki plastikowy talerzyk? Owszem po części wina biegaczy. Zjedli, ale mają ciepło, miejsca siedzące, więc czekają na dekoracje i losowanie. I ostatni gwóźdź do trumny;( Zaczyna się dekoracja. Nagłośnienie porażka. Nic nie słychać. Ludzie pokrzykują głośniej!! Coś Komuś wręczają? Prowadzący mamrocze, ludzie się niecierpliwią. Przerwa i pogadanka o nacisku stopy biegacza??? Co ten facet tu gada? Znów kogoś nagradzają? Jakaś pomyłka? Do przodu nie ma szans się przecisnąć:( Pomimo wcześniejszych zapowiedzi o losowaniu atrakcyjnych nagród nie jedyni rezygnujemy z części oficjalnej i w strugach deszczu wracamy do domu:)

W ostatnim komentarzu Beata pytała czy mam jakiś plan? Jeśli chodzi o start w Blizanowie to nabiegać ile się da he,he... A przygotowujący do startu w supermaratonie bardzo prosty opierający się na objętości biegać, biegać i czerpać z tego radochę:) Kiedyś próbowałem biegać wg planu, ale co rusz dziura;( tego nie zrobiłem, tamto nie tak jak powinienem... Zresztą gdy mam do wyboru robienie np tempówek, albo bieganie w towarzystwie zawsze wybieram to co przyjemniejsze he,he... Podobnie bieganie z pulsometrem. Kupiłem, próbowałem lecz zabijał we mnie radość beztroskiego hasania. Biegam, bo sprawia mi to satysfakcje, dobrze się czuję, trzymam wagę;) i cieszę się z wyników które bez katowania się utrzymują się na w miarę równym poziomie. Owszem przed maratonami próbuje trochę uporządkować swoje "treningi" Startuję, bo to dla mnie święto w towarzystwie podobnych mi zapaleńców;) Chociaż powtarzam, że mam dwadzieścia sześć lat na jedną nogę;) to zdaję sobie sprawę, że niestety fizjologii się nie oszuka. Z roku na rok lat nie ubywa i po pięćdziesiątce trudno ciągle o postępy. Dlatego do wyników podchodzę z dystansem. Znałem biegaczy już nie biegających, których interesowały tylko czasy i miejsca na pudle. Kiedy osiągnęli  próg możliwości stracili motywacje do biegania. Eeee to już nie ta adrenalina, nie ma takiej chęci do trenowania, uszło powietrze itd, itp Już dwanaście lat szybciej przebieram nogami i mam zamiar jeśli Bóg pozwoli nie poprzestać na kategorii M50 hi,hi...

 Owszem staram się pokonywać bariery, ale raczej mentalne niż fizyczne, bo tu pokłady są niezmierne. Nie na darmo mówi się, biega się głową, a nogami tylko przebiera. Stąd miedzy innymi moje morsowanie, czy stukilometrowe wycieczki. Tak wycieczki, dreptanina, bo jak do dotąd zajmują mi pół doby hi,hi... Moje ostatnie posty to swoista auto motywacja, mobilizacja i przekonywanie samego siebie po raz wtóry, że to da się zrobić;) 
Nie chciałbym, żeby Artur, Beata, Bo lub Ktoś inny z zaprzyjaźnionych Bloggerów pomyślał, że robię coś niezwykłego. To jest także w Waszym zasięgu. Żaden ze mnie ultras. Nasz DarekK i Jemu podobni Ultramaratończycy, którzy ciężko trenują i kosztem wielu wyrzeczeń osiągają wręcz kosmiczne czasy to naprawdę inna bajka. Podziwiam Ich szczerze i zaszczytem dla mnie jest sama obecność w tym elitarnym Gronie na "Kaliskiej Setce" Poszperałem trochę w swoim "archiwum" i zrobiłem małe zestawienie na dowód, że ukończenie setki nie wymaga cudów;) Na zaliczenie! Bo wywalczenie konkretnego czasu tylko głową bez solidnego przygotowania fizycznego samo nie przyjdzie:) Plus oczywiście dar od Boga, czyli talent. Jeden Go ma, a inny choćby się zajechał nie osiągnie tego nigdy. Podobnie zresztą jak winnych dziedzinach i krótszych dystansach również;)

7 komentarzy:

  1. Wszystkie minusy o których piszesz widziałam, nawet komentowałam do Małżonka, ale biegło mi się tak dobrze, że zapomniałam o tym wspomnieć ;) Bo w bieganiu najbardziej liczy się frajda. Szkoda, że w tym tłumie nie udało mi się Ciebie odnaleźć, może przy innej okazji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że chociaż biegło się dobrze, bo z tego co piszesz, organizacja rzeczywiście nie najlepsza. Gratuluję wyniku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje! Widzisz Tomek ile biegacz musi mieć sił! Nie tylko żeby przebiec dystans ale też żeby zdobyć miejsce w szatni i zupę ;)Nazywaj się jak chcesz ale dla mnie jesteś prawdziwym urodzonym biegaczem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. *Alu oczywiście frajdę miałem ogromną lubię biegać w deszczu;)A z minusami to jest tak jak po wojsku;) pamięta się potem tylko dobre rzeczy he,he..
    *Emilio dzięki, ale to wynik naszej nowej Zabieganki;)ja tylko miałem przyjemność jej towarzyszyć podczas debiutu;)
    *Beatko po dwóch godzinach w chłodzie i deszczu ciepła zupka na rozgrzewkę smakuje wybornie;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie bardziej od samej setki (choć to też jest kosmos) te pętle przerażają i związana z nimi monotonia. Nie umieracie z nudów?

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie cierpię biegać w kółko;( zeszłym roku po tym jak trąba powietrzna zniszczyła Blizanów i setkę zrobiono w Kaliszu na pętli dwukilometrowej od razu odpuściłem;)Piętnastka to już jest trochę drogi. Nudno? Skąd;) na każdej piątce punkt odżywczy z masą dzieciaków;) a i po trasie nie brakuje kibiców:)Jeżdżą na rowerach, zagadują:)Taki bieg to wielkie wydarzenie w Gminie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tete, nie umniejszaj tak tej setki. 100 km to zawsze wyczyn, nawet jeżeli mówisz, że bardziej jest wycieczkowo niż biegowo :)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13