Wyjechaliśmy zgodnie z planem wpół do pierwszej, bo na 14 zaplanowano start maszerów NW, a bieg główny na szesnastą. Pogoda? ciepło to mało powiedziane;( skwar i duchota:( W nordic walking podobnie jak w biegu głównym rywalizowano na dystansie 10 km /dwie pętle po 5km/
Trójkę naszych maszerów /Edyta, Kuba, Mateusz/ bardzo żywiołowo dopingowali Zabiegani biegacze, których zebrało się jeśli dobrze liczę aż 27!
Przed startem do biegu głównego tradycyjnie stanęliśmy do pamiątkowej foty, a potem żarty się skończyły hi,hi... i trzeba było lecieć;) Trasa może nie zbyt trudna, ale zaraz na początku podbieg w pełnym słońcu dawał się niektórym mocno we znaki zwłaszcza na drugiej pętli. Stojąc na starcie rozważałem co robić: napierać? czy na spoko? Rozwiązanie przyszło samo. Ruszyliśmy zwartą grupą, a było pomarańczowo jak rzadko kiedy he,he... Potem część wyrwała do przodu Inni zostali w tyle, a ja podpiąłem się do koleżanki klubowej Madlen:) Biegliśmy spokojnie, równo bez zadyszki, ale cały czas do przodu:) Na punkcie odświeżania zorganizowanym przez strażaków wyglądaliśmy chyba jak dwa wróble kapiące się w deszczu;) Najważniejsze, że świetnie się bawiliśmy - przynajmniej ja;) Dopingowaliśmy na "agrafce" biegnących w przeciwnym kierunku nie tylko naszych ścigantów, ale też innych znajomych z imprez biegowych. Przekomarzaliśmy się z kibicami, którzy zachęcali nas do pójścia na całość he,he... Oczywiście w końcówce zafiniszowaliśmy, żeby "zasłużyć" na gromkie brawa jakie otrzymywali wszyscy wbiegający na metę:) Bardzo się cieszę i dziękuję Madlen za wspólne pokonanie dyszki:)) Było fantastycznie!
Jeden minus to... brak wody na drugim kółku:( i na mecie. O ile na mecie to nie kłopot, bo było można kupić jakieś picie to na trasie dużo osób miało problem. Mnie to nie wadziło, bo na treningach tak do dwunastu kilometrów nie popijam. Tym bardziej, że tempo mieliśmy jak na upalna pogodę przystało relaksowe;) Czas na półmetku dwadzieścia osiem minut i na mecie pięćdziesiąt osiem:) Tak prawdę mówiąc to kiedy minęliśmy metę dopiero nabrałem ochoty na bieganie:)) Słoneczko trochę odpuściło i jakby był ktoś chętny byłbym skory jeszcze dychę zrobić hi,hi...
Po biegu smaczny żurek, prysznic, kawa, zimne piwo, dekoracje, losowanie nagród i do domu. Jestem niezmiernie zadowolony ze spędzenia niedzieli w super atmosferze i kapitalnym towarzystwie:) A to dobry prognostyk, bo za tydzień znów wspólny wyjazd Zabieganych do Rudnik!
Poniżej "Działoszyńska Dziesiątka" na fotkach Pauliny i Mateusza
Jutro bieganie sam na sam na stałej trasie;) Będzie inaczej, ale też fajnie:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz