"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

wtorek, 19 kwietnia 2011

[270] "Zemsta" jest słodka c.d.

Czas się zemścić i wyrównać porachunki z CM ;) zapisany, numer nadany, przygotowany na tyle ile było możliwe też. Zimę przepracowałem uważam solidnie ;) Potem była sztafeta w Bochni, połówka po górach w Żywcu, test Coopera, trzydziestka tuż przed biegiem częstochowskim i na koniec w ostatnią niedzielę przed maratonem wprawdzie nie start, ale dycha na maksa. Już w zeszłym roku tak sobie pomyślałem, że start w kopalni soli to świetny trening przed wiosennym maratonem. Jelczański maraton był 1 maja i była życiówka, wcześniejszy Kraków podobnie. Czyli muszę zweryfikować pogląd o wyższości maratonów jesiennych nad wiosennymi ;) 
Bartek napisał: ..."W maratonie jest jednak jakaś magia - na trzydziestym siódmym kilometrze zastanawiałem się: "Po co mi to? Po co ja się tak męczę?" A teraz nie mogę przestać myśleć o następnym"... Dużo biegaczy tego doświadcza. Poza tym szykując się do pokonania pierwszego  życiu królewskiego dystansu wyczytałem, że biegi długodystansowe wyzwalają u biegaczy ogromne pokłady energii. O które wcześniej nawet się nie podejrzewali ;) Podobno szkoda maratonu dla samego przebierania nogami. Dlatego często biegacze dedykują trudy maratonu konkretnym osobom lub wyznaczonym celom. Poszedłem na to i od pierwszego maratonu taką dodatkowa motywacje stosuję ;) Czasem jest tego zewnętrzny znak, ale najczęściej tylko ja wiem co mi w duszy gra :) 
W tym roku prawie dokładnie na trzy miesiące przed Cracovią nagle, niespodziewanie, w czasie pracy odszedł jeden z moich wiernych kibiców. Niewiele starszy starszy ode mnie, porządny człowiek, kapitalny kompan,  Krzysiu notabene Krakus... Więc, tym razem postanowiłem pobiec w Krakowie w intencji ś.p. Krzysztofa. 
 Przygotowania biegły planowo, obyło się dzięki Bogu bez poważniejszych kontuzji i nadeszła "chwila prawdy" Wcześniej czytając blogi zaprzyjaźnionych Bloggerów okazało się, że tego samego dnia Hankaskakanka biegnie maraton w Annecy, a Kuba z Formatowni ze mną w grodzie Kraka :) 
Wyruszyłem "na Kraków" w sobotę rano z moim rodzinnym teamem :) bo najstarszy syn zaplanował mini maraton, a najmłodszy tradycyjnie fotorelacje Zabieganych. Dzień przed maratonem zleciał jak z bicza strzelił najpierw weryfikacja w biurze zawodów, potem zakwaterowanie w "Cichym kąciku" obiad, powrót na Błonia, start Kuby, Stare Miasto, Msza św. i powrót na nocleg przez pasta party. Po drodze spotkanie przy banerze start/meta z fantastyczną parą młodych ludzi Kubą i Emilią :) Krótkie było zapoznanie, ale myślę będzie jeszcze okazja ;)
Niedziela rano przedstartowy rytuał: śniadanie, toaleta (wbrew pozorom bardzo ważna rzecz;) tak jak plastrowanie i na start w stroju "organizacyjnym" bo "Cichy kącik" znajduje się na rzut beretem od Błoni. Spotkanie z Zabieganymi, pamiątkowa fota i "do boju"
Stanąłem w tłumie za balonikami 3:45 i pomyślałem: Hania wystartowała godzinkę temu, no to już jedną czwartą maratonu ma za sobą :) Start i runda wokół Błoni. Nogi jeszcze nie "rozkręciły" się ;) tłok straszny, było nie było ponad trzy tysiące ludzi. Muszę uważać, żeby kogoś nie nadepnąć, co rusz tyrpiemy się łokciami, a i tempo wydaje mi się szarpane ufff... Na pierwszym punkcie z wodą postanawiam biec przed grupą. Przez pewien czas czuję oddech  pacemakerów na plecach,  później czuję tylko że są za mną ;) Nie oglądam się biegnę "swoje" cały czas z butelką wody i gąbką w ręce. Oczywiście nad Wisłą jeszcze zejście "na stronę" Ubrany jak poprzednio tym razem trafiłem w dziesiątkę. Przez chwilkę pomyślałem: jak dasz ...., to dziś już na pogodę nie będziesz mógł zwalać i ani się obejrzałem 10km. Oczywiście myśli ku Hani, która powinna mieć połówkę "z głowy" Rzut oka na stoper i ... ki diabeł: 29:45 ? No tak gdzieś musiałem go nacisnąć przypadkowo :( A może i dobrze ? nie będę się stresował hi hi... Biegło mi się tak dobrze, że w pewnej chwili przypomniała mi się stara prawda maratońska: *maraton zaczyna się tak naprawdę dopiero po trzydziestce* Po piętnastym km przyjąłem gela i dalej noga za nogą ;) Trochę odwzajemniłem się kibicom za kibicowanie i tak zleciała w dobrej formie połóweczka. Wcześniej miałem okazję widzieć wracających już z Nowej Huty wózkarzy i mały peleton czarnoskórych biegaczy, bo była taka agrafka na trasie gdzie jedni biegli do półmetka, a inni już wracali. Cały czas niepokoiłem się, czy aby nie za szybko, czy starczy mi do końca pary ? Chociaż czułem się rewelacyjnie. Nawet przez moment skojarzyłem: 'może trzeba było zabrać się na 3:39 ? Szybko się jednak skarciłem i sprowadziłem na ziemię: zobaczymy co powiesz na 35 km ;) Przed trzydziestką przypomniałem sobie o drugim gelu i choć niezbyt mi smakował to chyba później dał efekt :) Kiedy wróciliśmy na nadwiślański bulwar przez sekundę jak piłkarze przed ostatnim gwizdkiem przyjąłem: 'wygrana w kieszeni' I od razu dostałem "w łeb"! Patrzę, a z boku baloniki 3:45!!! Chwilkę biegnę ramię w ramię z zającami  i kombinuję: przewaga zniwelowana, musiałem zwolnić :( no tak historia się lubi powtarzać... Żeby tak tylko zabrać się z nimi i wytrzymać ! Szkoda ! Nagle znowu woda grupka się rozpada, a ja ze złości zaczynam przebierać szybciej nogami. Jeszcze daleko ! Dam radę ? Na statku śpiewa chór biegacze i chodziarze (Ci co już idą) klaszczą :) ja też! Widzę Ich roześmiane twarze! Od tego miejsca moje nogi pracują jak dobrze naoliwiona maszyna ! Mijam kolejnych biegaczy, kuśtykającego zająca na 3:30 i podobno nawet naszego Prezesa ! Jestem skoncentrowany i w oczach widzę tylko wyświetlacz z cyferkami; JAKIMI ? Przed Błoniami stoi Zabiegana Jola! to mnie jeszcze bardziej mobilizuję: muszę dać radę ! Zaczyna maraton boleć :( Przywołuję w myślach Krzyśka ;) Widzisz tam z góry jaką "drogę przez mękę" wokół Błoń funduje mi Twój Kraków !? Robię rundę po zewnętrznym torze. Nie patrzę w lewo, żeby nie widzieć Szczęśliwców wpadających na metę. Cały czas mijam Tych którzy się przeliczyli z siłami. Nagle widzę mandarynkową koszulkę Zabieganego i w mózgu alarm: Tomek co Ty robisz !? wyprzedasz jednego z klubowych ścigantów ? Szok ! i zdziwienie: wcale mnie to nie cieszy, nie czuję satysfakcji ?! Wiem jak się musi czuć, jak to dołuje. Doświadczyłem tego! Znowu cień zwątpienia: Czy nie padną mi baterie tuż przed metą ?? Czytam: "39 km" - jeszcze dwa kilometry!  K.... jakie dwa ! jak ja liczę ? Aż TRZY!!!  Ech, to cholerne okrążenie Błoń! Zaraz? Olśnienie! Przecież dziś to nie jest moja gehenna! Tylko runda honorowa ! :)  Bo zasuwam przed zającami na 3:45 !! Wylewam na siebie chyba ze dwa kubki wody. Uprzytamniam sobie, że jakoś dziwnie odchylam się do tyłu, stawiam nogę ostro z pięty i zwalniam! Pochylam się, przenoszę środek ciężkości przed siebie. Nie wiem skąd, jak i dlaczego? Ale jeszcze przyśpieszam :) Widzę Golona zagadanego z dziewczyną.  Obiecywał robić zdjęcia i co ? Więc krzyczę Golonnnn!!!!. Nie zdążył pstryknąć, ale Mu się nie dziwię jakbym stał z taką ładna dziewczyną to też nie patrzyłbym na zapoconych maratończyków ;) Tablica 41 km, byle do flag wiszących przed bramą mety. Są flagi ! Dalej brama ! Dobra widzę zegar 3:42: xx Żeby tylko nie przeskoczył na 43!!!
 Na ostatnich metrach mijam jeszcze jednego biegacza i wpadam na młodą kobietę z medalami na ręku. Patrzy na mój numer startowi i mówi: *Tomku gratuluję, pięknie pobiegłeś*. Jestem mega szczęśliwy :) Gdybym nie był brudny i spocony z radości bym Ją wyściskał ;) No, dobra przyznaję łezka w oku mi się zakręciła ze szczęścia hi hi... Czuję się lekko oszołomiony jak na rauszu, dopada mnie Prezes i gratuluje: tete, ale żeś przemknął koło mnie na 35 kilometrze ! Dostajemy wodę, folie na plecy i jakiś taki nieobecny duchem stoję w tej strefie mety dopóki Ktoś nie zacznie poganiać: "Proszę nie stawać tylko przechodzić dalej i zrobić miejsce kolejnym maratończykom"! Wychodzę na trawiaste podłoże i kurcze blade mam problemy z chodzeniem hi hi...
Najbliżsi już są przy mnie, gratulują i słyszę w plecaku telefon. Aha sms ! sprawdzam: wyniki nieoficjalne: msc open 940 M50 108 czas 3:42:44 netto 3:41:32 !!! Przebieram się, marzę o masażu, lecz kolejka długa, więc rezygnuję. Zjadam grochóweczkę popijam złocistym izotonikiem :) Krótka wymiana zdań z Propoise i Kucharzem. Niestety pora na kwaterę. Po drodze myślę ciekawe jak Kuba? Idąc wzdłuż trasy widzę wciąż zdążających do mety. Fajnie było ;) lecz trzeba wracać do rzeczywistości: prysznic, pakowanie i kierunek dworzec. Jadąc tramwajem widzę ostatnich biegaczy kończących jubileuszowy X Cracovia Maraton. Dla mnie szczególny życiówka poprawiona prawie o sześć minut ! A marzyłem o 3:44:59 ;)  Najważniejsze: trzeci maraton, który przebiegłem bez pomocy pacemakera /wcześniej Dębno, Jelcz/ poradziłem sobie i nawet nieźle to rozegrałem cha cha.. Na dworcu proza życia :( tłum ludzi, pociąg do Łodzi to jednostka. Żeby było jeszcze śmieszniej to jakiś mądry zrobił takie odstępy między fotelami tak że czwórka dorosłych ludzi przeciętnej budowy ciała nie może pomieścić nóg !! Sadowimy się, noga z noga na przemian i życzymy Temu mądremu, by przejechał trasę Kraków - Łódź nawet nie będąc po maratonie ! Dziś jednak nic nie jest w stanie popsuć mi humoru cha cha... Po drodze sms od Kuby: wow świetny wynik w debiucie. Cieszę się z Jego sukcesu. Wieczorkiem jeszcze na Jasną Górę, a potem tylko lulu.
W poniedziałek powrót funkcji życiowych do normy i w myśl zasady do której przekonał mnie kiedyś Verdi czterdziestominutowe roztruchtanie. Wtorek gimnastyka rozciągająca.
Aaaa magia maratonu ;) już myślę o  Lednickim  4 czerwca....
P.S. X Cracovia Maraton w obiektywie moich chłopaków Mateusza i Kuby

3 komentarze:

  1. Świetnie się czytało, tak jak świetny był wynik. Klątwa miasta Kraka przełamana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby to powiedziała "dzisiejsza młodzież", wielki szacun:) Na prawdę pięknie pobiegłeś.
    Muszę też przyznać, że wyjątkowo czyta się relację z osobiście przemierzonej trasy - widziałem (oczami wyobraźni) wszystko co opisywałeś niezwykle wyraźnie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super relacja. Też miałem jakiś zamęt w głowie przy 38 km, gdzie sobie mówiłem "jeszcze tylko 3 km". Jaki zły byłem na siebie, gdy potem sobie uprzytomniłem, że to jeszcze 4! :)

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13