Trochę historii ;)
X Cracovia Maraton to mój dziewiąty maraton nie licząc dwóch kaliskich setek :) i drugi krakowski. Poprzednio walczyłem na trasie do Nowej Huty i z powrotem w roku 2008. Walczyłem dosłownie, bo pogoda na VII CM nawet jak dla biegaczy była paskudna. Temperatura ok. 10stopni, zimny wiatr nad Wisłą i padający non stop deszcz :( Żeby tego było mało ubrałem koszulkę na ramkach i biegowe szorty licząc na poprawę aury. Zawiodłem się srogo i przemarzłem do szpiku kości. Na dodatek w połowie dystansu buty nie wytrzymały, bo przecież nie kalosze i z jednego oderwała się podeszwa. Miałem wtedy za sobą dwa maratony (rż 3:56:25) i oczywiście zamarzyło mi się 3:45... Prawdę mówiąc nie wiele brakło, aby marzenie się spełniło ;) Trzymałem się grupy prowadzonej wzorowo przez Jaremę /wg mnie jednego z najlepszych pacemakerów/ gdzieś do smoka pod Wawelem. Potem zmarznięty zacząłem zzwwalniaććć... Jarema próbował mnie jeszcze mobilizować, ale widząc w jakim jestem stanie poradził tylko cały czas wolno, ale staraj się biegnąć ! nie odpuszczaj ! Nie poddawaj się ! Będziesz miał nową życiówkę, tylko nie stawaj ! To była ufff... walka z pogoda i samym sobą, a runda wokół Błoni torturą. Kiedy przebiegałem zewnętrznym torem i widziałem jak niektórzy kończą... a ja muszę obiec jeszcze Błonia ! Przeklinałem taki wymysł trasy i obiecywałem, że już nigdy, przenigdy moja noga nie stanie na starcie tego maratonu! Chyba, że zmienią trasę Po drodze jeszcze Żywiec i Verdi próbowali mnie zdopingować, ale "leciałem" już na oparach. Biegłem, chociaż raczej dreptałem i dopiero jak zobaczyłem przed sobą w oddali wyświetlacz zegara przypomniałem sobie o życiówce i poleciałem jak ćma do światła ;) Byłem wykończony, wściekły, że nie wyszło! Lecz zarazem szczęśliwy z brutto 3:49:27 netto 3:48:46 !!! ;)
Mimo to dalej obstawałem przy swoim: kocham Kraków, ale nigdy w życiu nie wystartuję w Cracovia Maraton na takiej trasie ! Potem była Warszawa 3:51, Dębno 3:49, Wrocław 3:58 /ze skręconą kostką/ Poznań 4:12 /osobisty zając syna/ I Korona Maratonów Polskich !!! W międzyczasie wspomniane wcześnie dwa supermaratony Kalisia. "Przekleństwo" Cracovi wisiało jednak nade mną ;) i nijak nie mogłem pobić swojego rekordu wymęczonego w tak trudnych warunkach. Dopiero w ubiegłym roku na maratonie Barbary Szlachetki (zafascynowany Jej Osobą postanowiłem przebiec maraton) w Jelczu Laskowicach udało mi się poprawić o minutkę na 3:47:30 brutto :)
Mówi się nigdy nie mów nigdy hi hi... Planując tegoroczne starty przeczytałem gdzieś, że w 2011 roku zdobywcy Korony Maratonów Polskich po raz ostatni mogą wystartować w Krakowie bez opłaty startowej. Wcześniej ten przywilej był niejako z automatu, ale chyba z racji na już naprawdę rzeszę biegaczy z Koroną postanowiono znieść ten punkt regulaminu. Centuś nie jestem :) Ale grzech przepuścić taką okazję, zwłaszcza przy jubileuszowej dziesiątej edycji. Dodatkowo Prezes zachęcał, a liczba Zabieganych na liście startowej cały czas rosła... cdn ;)
"Czas się zemścić i wyrównać porachunki z CM ;) zapisany, numer nadany, przygotowany"...
A kiedy napiszesz, na jaki czas przybiegłeś, hę?
OdpowiedzUsuńHaniu dziś wieczorem skończę ;)
OdpowiedzUsuńChoć każdy może to sprawdzić, to Twojego czasu nie zdradzę. Ciekawie przeczytać Twoją "krakowską" historię. Całe szczęście ja po niedzieli do Krakowa jakoś się nie zraziłem. W końcu debiut miałem i to udany!
OdpowiedzUsuńHa! Sprawdziłem sobie właśnie miejsca na międzyczasach. Na 30 km między nami było tylko 23. miejsca różnicy i 13 sekund! Może coś w tym być, bo po 20 km biegło mi się znakomicie i właśnie gdzieś po 30 przyszła walka z bólem mięśni i psychiką. Może nawet biegliśmy obok siebie przez tę chwilę?
OdpowiedzUsuńPodejrzałem - pięęękny wynik:) Ale z niecierpliwością czekam na szczegółową relację!
OdpowiedzUsuńTete - mistrz suspensu ;)
OdpowiedzUsuńGratulacje, w świetnej formie jesteś!