Tym razem wyprawę na maraton rozpoczęliśmy już w piątek, w przeddzień 1biegu częstochowskiego. Po całonocnej podróży z przesiadką, rano wylądowaliśmy w miejscowości Kostrzyn n/O. Dzięki uprzejmości Pań z recepcji hotelowej "pozbyliśmy" się bagaży trochę ogarnęli i jazda na zwiedzanie. Po obiedzie busem podstawianym przez organizatora razem z innymi maratończykami do Dębna po pakiet startowy. Z tymi bezpłatnymi busami to naprawdę świetny pomysł. Zwłaszcza, że o nocleg w samym Dębnie bardzo ciężko. W dodatku brak połączeń autobusowych na tej trasie praktycznie uniemożliwia dojazd do stolicy polskiego maratonu. W biurze zawodów szybko i sprawnie. Trochę tylko żałuję, że musiałem odpuścić pasta party i Msze świętą, ale Msza była o osiemnastej, a potem bus dopiero o 21. Nocna podróż dała nam się mocno we znaki, a jeszcze przez cały dzień emocje i nerwówka:- co tam w "domu" jak przygotowania do naszego biegu i sam przebieg imprezy?! Co nieco telefonicznie się dowiadywałem, ale i tak adrenalinka mi skakała! Szczerze, wolałbym być na miejscu!. Dębno to mój piąty maraton, lecz po raz pierwszy nie "przeżywałem" tego startu. Zaaferowany naszym biegiem, wystartowałem "na żywca" Cały czas myślami i duchem będąc w Częstochowie. Sobota lekki deszczyk i pochmurno. W dniu maratonu od rana słoneczko, ale bardzo zimny wiaterek. Na starcie spotkanie z Soplem i resztą nieformalnej "grupy" na 3:45. Początkowo biegłem w czubie grupy. Ale jak zobaczyłem, że tuż przed grupą biegnie Mariola z Włodkiem postanowiłem biec z nimi. Biegło mi się świetnie. Fajna trasa, świetnie przygotowane punkty odżywiania i odświeżania. Rewelacyjni wolontariusze i kibice na trasie /prawie jak na kaliskiej setce/ Na drugiej pętli zostałem trochę z tyłu, bo wątróbka mnie ścisnęła;) Pomasowałem ją, pooddychałem głęboko, napiłem się ciepłej herbatki na puncie i w końcówce drugiej pętli na głównej ulicy Dębna znowu "asystowaliśmy" naszej sympatycznej maratonce :) Po jakimś czasie zorientowałem się, że za plecami nie ma.... biegaczy z tabliczką 3:45 !!! W towarzystwie Marioli tak się fajnie biegło, iż przestałem kontrolować czas na poszczególnych kilometrach. No cóż już praojciec Adam "przepadł" wskutek słabości do płci pięknej, a mnie przyszło podzielić Jego los;) Zresztą; gdzie mnie równać się z moimi pięcioma maratonami do 22 Marioli!!! A potem wyszła stara maratońska prawda: "kto błyszczy przed trzydziestką, gaśnie przed czterdziestką" ;) Popatrzyłem jak Mariola odjeżdża.... i zacząłem samotna walkę. Najpierw kalkulowałem; może jednak "dojadę" przed 3:45? Jak zobaczyłem już mocno okrojoną ekipę na ten czas, która zaczęła mnie 'połykać' jeszcze chciałem się z nimi zabrać. Na 35 kilometrze zobaczyłem czas 3:07.... i wydało mi się, że jeszcze jest szansa. Poderwałem się..... Niestety było już bardzooo ciężkooo!! Zamarzyła mi się jeszcze poprawa RŻ, ale pomimo walki skończyłem 3:49:42 czyli podobnie jak ubiegłej wiosny w Krakowie (3:49:27 )/oba czasy brutto/. Potem wielka radość na mecie, choć z lekkim niedosytem. Na mecie piękny medal, napój, 'pelerynka' i do szkoły gdzie mieścił się depozyt, natryski i bufet. Kilka sal z masażystami szybko rozładowywało kolejki chętnych. Po pierwszym maratonie poddałem się masażowi, potem już rezygnowałem z czekania w ogromnych kolejkach... Stoję, czekam na swoją kolejkę, a tu podchodzi młody chłopak i..... mogę prosić o autograf!!! Najpierw zdębiałem! Myślałem, że padnę! Pierwszy autograf w życiu:) Jeszcze mówię Mu: wiesz, ja jestem maratończyk z tej dolnej półki;) Ale chłopak "to nic, bardzo proszę, niech pan mi się podpisze!' Przyszła moja kolej Pani masażystka, dojrzała kobieta i naprawdę fachowiec o złotych raczkach... Podziękowałem i stwierdziłem, że warto było przebiec te czterdzieści dwa kilometry dla takiego masażu :)) Później szybki prysznic i na posiłek ! Grochóweczka, kiełbaska i pakiet regeneracyjny ze złocistym izotonikiem, czekoladą, pomarańczą, jabłkiem ..... po prostu full wypas! Prawdziwe mistrzostwa Polski! Aha, jeszcze zaraz wypisany dyplom i wydruk komunikatu końcowego ... Biegłem maratony w Łodzi, Poznaniu, Krakowie, Warszawie i za najlepszy uważałem poznański. Teraz sądzę, że Dębno i Poznań to dwa równorzędne najlepsze biegi maratońskie w Polsce !!!
Na razie rozbrat z bieganiem, czas na zaplanowany zabieg;)
Będę pościł od biegania, neta... Trzymajcie kciuki :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz