Przedświateczny tydzień obfitował w liczne obowiązki domowe, więc bieganie trochę ucierpiało. Co prawda "cztery wyjścia' ale tylko pięćdziesiat klometrów przebiegu. W tym w wielką sobotę 10 kilometrówek. Niedziela i poniedziałek niestety zero biegania. Za to sporo smakowitego jedzonka i co nieco różnych(jak to określa Jaro "izotoników"). Ale jak święta to święta... Tym bardziej, że od jutra "temperatura rośnie"; W najbliższą sobotę 1 Bieg Częstochowski, a w niedzielę Maraton w Dębnie..... Ostatnie przygotowania, poziom adrenalinki zaczyna wzrastać i takie dziwne uczucie przedstartowe... tzw. dreszczyk emocji. To będzie mój piąty maraton: 1.Łódź 2007>4:33, 2.Poznań 2007>3:56, 3.Kraków 2008>3:48, 4.Warszawa 2008>3:51, a 5.Dębno 2009>......? Podobno bardzo szybka trasa, atmosfera niespotykana nigdzie w Polsce, oraz niesamowity doping rzeszy kibiców, pogoda dla...biegaczy sprzyjająca! Nic tylko powalczyć o kolejny próg 3:45! Będzie ciężko, ale kto powiedział, że ma być lekko!! Jak mówi dziewczyna z reklamy: "maratończyk nigdy się nie poddaje! nie przed startem! O zaczynam się już mentalnie /czyt bojowo/ nastawiać he he..... Narazie nie wiem który bieg bardziej przeżywam. Ale chyba... nasz, bo w końcu to jesteśmy gospodarzami i organizatorami, więc bardzo zależy mi by debiut organizacyjny zwieńczył sukces!. Dlatego jeśli w sobotę będzie wszystko na medal, w niedziele ta myśl doda mi skrzydeł... Nawet bez red bula ha haha......
T-49, 04-90, 2009-753
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz