Po poniedziałkowym bieganiu zastanawiam się... czyżby psy miały dostęp do neta? ;) Poświęciłem im ostatnio trochę literek w postach pisząc o nich raczej negatywnie. Ale do rzeczy... Jest na mojej trasie miejsce można powiedzieć "odludne" W obrębie miasta; ulica biegnie przez jak to się mówi nieużytki, a odległość od posesji do posesji to dobre kilkaset metrów. Biegnę sobie /gęba mi się cha cha/ bo po "białym" A tu nagle za krzaczków na drogę wyłażą dwa zbóje. Jeden wielki włochaty coś jakby wilczur, a drugi kundlowaty !! Przystopowało mnie... I jak na westernie w samo południe stoimy w odległości dwudziestu kroków na przeciw siebie!!! Wokoło żywej duszy !! Wszystko zasypane śniegiem, ani kija, ni kamienia kompletnie nic. Stoimy jak rewolwerowcy; tylko siły nie równe, bo dwóch na jednego!!! Pierwsze co przeszło mi przez myśl; Nie patrz im w oczy ! Gdzieś czytałem, że patrzenie psu w oczy prowokuje go do ataku. Więc jak pisała Cecylia w komentarzu postanawiam ich obecność zignorować ! Obserwują mnie, nie szczekają tylko stoją, a ja patrzę...jak by ich nie było;) I dyskretnie rozglądam się...Przez chwilę przeleciała mi przez głowę wizja w której ten kudłaty robi szus w moim kierunku ! I co wtedy...Ale zaraz przypomniałem sobie; Cecylia też o tym wspominała, psy czują gdy ktoś się ich boi! Porzuciłem tę myśl błyskawicznie i postanowiłem: podobno najlepszą obroną jest atak! Przybrałem groźną minę i ryczę:" do domu! już poszły do domu!! A one stoją; spojrzały na siebie i patrzą na mnie jakby z politowaniem. Ale tak po prawdzie co można w takiej sytuacji zrobić; Ani żadnego drzewa, niczego czym można by się bronić, tylko śnieg i śnieg... Biec do najbliższej posesji? Wcześniej i tak mnie dogonią, a po za tym na każdej posesji za parkanem...pies! Jakieś fatum mnie ostatnio prześladuje. A może to atak zimy duże mrozy, opady śniegu i głód sprawił, iż wszystkie czworonogi ciągną do siedzib ludzkich?! W Gazecie Wyborczej był niedawno artykuł o zdziczałych psich watahach które terroryzują moskiewskie dzielnice; i u nas robi się podobnie! Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: kierowca, który uszkodzi sobie samochód na dziurze w miejskiej ulicy może domagać się odszkodowania. Czy biegacz pogryziony w mieście przez wałęsającego się psa ma też takie prawo? No, ale czas na finał "bliskiego spotkania" Po kilku moich okrzykach; zauważyłem, odruch jakby chciały się wycofać, zrobiłem Śnieżną "pigułę" i z wrzaskiem na nich! Chwała Bogu poszłłłły skąd przyszły! Ale wielki jeszcze się po drodze oglądał. Odczekałem chwilkę i ruszyłem dalej i wcale nie było mi do śmiechu. Bo gdyby ten wilczur zaatakował nie miał bym żadnych szans! To wszystko miało miejsce nie w polach czy lesie, ale w mieście; nie ścisłe centrum, ale miasto!.. Ktoś powie: trzeba było iść nie zwracać uwagi! Tak, tak w wigilie też tak chciałem przejść obok dwóch podobnych i jeden zakręcił się wokół mnie i chaps za nogę!!! No dobra, bo będę musiał zmienić tytuł na 'psy moja pasja';) W tym tygodniu cztery treningi biegowe (dwa z podbiegami) i stały punkt programu (tygodnia) gimnastyka rozciągająca. W sumie prawie pięćdziesiąt kilometrów w nogach /z duszą na ramieniu/ i niestety więcej stresu niż radości z biegania :( Jestem jednak dobrej myśli; każdy niefart kiedyś się musi skończyć! W sobotę z powodu wyjazdu niestety nie mogłem być na Bialskiej;( Kilka godzin później grupa Zabieganych startowała w Lublińcu w ZiMaNaR-ze /Zimowy Maraton Na Raty/ i jak wieści niosą pobiegli znakomicie:)) Korzystając z okazji serdecznie Im gratuluję i życzę powodzenia na kolejnych etapach ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz