Ostatnio się nie wyrabiam... dlatego wpis ma takie opóźnienie ;) W niedzielę startowaliśmy z Manitou w V Rekreacyjnym Półmaratonie Puchatka w Parzęczewie. Wszyscy zastanawiają się dlaczego rekreacyjny? skoro wszyscy ścigają się na całego. A niektórzy nawet do utraty tchu. Ja z kolei myślę czemu to półmaraton Puchatka ? Miałem nawet zapytać kogoś z organizatorów, ale zapomniałem. Ale co się odwlecze to nie uciecze... Umówiłem się z Robinem na maraton w Warszawie, więc Go rozpytam, powinien wiedzieć, bo jest z Arturówka. Sama impreza bardzo fajna, dla zapisanych wcześniej numery startowe z imieniem i nazwiskiem. Świetne koszulki i ładne medale, bardzo życzliwi organizatorzy oraz ludzie z obsługi trasy. Gęsta sieć /co trzy kilometry/ punktów żywieniowych i odświeżania (z gąbkami). Podobało mi się bardzo, szkoda tylko; bo wieść niesie, że to ostatnia edycja tych zawodów. Przed startem słyszałem opinie, że trasa jest bardzo szybka, więc wietrzyłem okazję na poprawienie r.ż. Niestety wynik zrobiłem o cztery minuty gorszy od życiówki. Cieszę się jednak, bo pobiegłem nie na "żywca" ale przytomnie. Pierwszą dychę (w towarzystwie) przebiegłem w 52 minuty z sekundami, czyli średnio 5:12 na kilometr. Pozostałe jedenaście kilosów z haczykiem zajęło mi 56 minut; tj. na kilometr średnio 5:05 (z czego dziewięć km w samotności długodystansowca). Zadowolony jestem również, bo od połowy dystansu nikt mnie nie wyprzedził, a ja wyprzedzałem; także na finiszowych metrach. Przed CM Półmaraton Marzanny był bardzo udany, bo poprawiłem czas na tym dystansie o sześć minut. Za to w maratonie nie złamałem 3:45. Teraz życiówki nie ma, ale się nie przejmuję, bo jak to powiada Jerzy Skarżyński przegrana bitwa, nie oznacza przegranej wojny! A wojna wkrótce, bo za równy miesiąc. No, ale wcześniej jeszcze po drodze "bitwy"..... w Blachowni i Kłobucku....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz