"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

środa, 7 maja 2008

[128] Maraton w krainie deszczowców..

Siódmy Cracovia Maraton przeszedł do historii.Trzeci maraton i trzecia życiówka!Zakładałem;wariant optymistyczny czas poniżej 3:45,realistyczny czwórka po trójce.Plan wykonany.Tydzień przed maratonem luzik;dwa treningi biegowe,dwie gimnastyki.W Krakowie zameldowałem się w sobotni poranek.A,że dzień święty to najpierw Msza Św. w malutkim kościółku na Szpitalnej.Następne kroki do biura zawodów; Odebrałem pakiet startowy (ach te dziwne rozmiarówki koszulek)i pobuszowałem po stoiskach wśród butów.Dotychczasowe adidaski supernova;blisko 1400km przebiegu,więc najwyższy czas na zmianę bamboszy.Główny sponsor CM - NB, ale jakoś po poprzednich nbalansach,w których pękał na podeszwie mostek stability web mam uraz do tych butów?!Długo nie mogłem się zdecydować w końcu J.G. przekonał mnie do sauconów.W tej firmy butach jeszcze nie biegałem,więc zobaczymy co zacz?!Zdarłem już asicsy (dwie pary),NB(dwie pary), adidasy supernowa,no to przetestujemy teraz saucony!Po wyjściu z biura udaliśmy się/ja i mój team/do miejsca zakwaterowania.Prawie w ostatniej chwili Moja Lepsza Połowa znalazła pokój gościnny,bo już myślałem,że będzie spanko na hali!Pokoik okazał się super;niespotykane wyposażenie,czyściutko, obsługa wyjątkowa miła i uprzejma,a w dodatku za całkiem przystepną cenę!Pod wieczór pasta party i pierwszy zgrzyt.Po półmaratonie Marzanny miałem nadzieje,że Kraków się zrehabilituje!Nie wiem,może jestem jeszcze pod wrażeniem maratonu poznańskiego?Przed wejściem na pasta party,gdzie miała być prezentacja elity,pacmakerów i pokaz wyrobów NB drogę zastepuje niezbyt uprzejmy wikidajło i selekcja;maratończyk?nie maratończyk?Żona tłumaczy się,że jest ze mną!!!Ki dibaeł myślę? Nijak to się ma do polskiej gościnności!Tym bardziej,że w Gazecie Krakowskiej była wzmianka:"zapraszamy do miasteczka maratonowego na spotkanie z lekkoatletami podczas pasta party"???Żałowałem nawet,że nie kupiłem sobie makaronu na mieście.Przynajmniej nie traktowano by mnie jak intruza!!!Wieczorkiem szykowanie wyposażenia,lekka kolacyjka i lulu.W niedzielę 5:30 pobudka, śniadanko,Msza Św.i na błonia.My na błonia,a z nieba kapuśniaczek.Coś mi się wydaje,że Kraków zostanie stolicą krainy deszczowców.W ubiegłym roku padało podczas maratonu i teraz powtórka z rozrywki!!Na błoniach zgrzyt numer dwa;w regulaminie zapisano:"prywatne odżywki można składać do godziny dziewiątej w samochodzie stojącym przy starcie" Samochodu ani widu,ani słychu!Pytam ludzi z obsługi co jest grane,przecież do dziewiatej jeszcze daleko?I słyszę pojechał wcześniej,wiele osób już pytało!Ale może jeszcze wróci?!No cóż,trochę się pogrzałem;gela w dłoń i na start!Tu spotkałem "zabieganych" Bema i Boru.Zgrzyt trzeci ludzi tłum gdzie Ci pacmakerzy?Orgowie wyposażyli Ich w żółte koszulki!!ale chyba nie przewidzieli,że w masie ludzkiej to nic nie daje.Znowu Poznań się kłania;kolorowe baloniki z wypisanym czasem widoczne nad startującymi bezbłędnie wskazywały położenie zajączków.Na całe szczęście Jarema prowadzący na 3:45 zrobił sobie tekturkę z czasem i co chwila nią machał nad głową.Start!okrążenie błoń i w drogę.Ta runda wokół błoń to rozumiem; wszyscy rozpromienieni,ale końcowe okrążenie to poprostu nieporozumienie.Ktoś na forum napisał:"to tak jakby,pokazać głodnemu talerz ze schabowym i powiedzieć dostaniesz za pół godziny" Ponadto w ten sposób organizatorzy stwarzaja okazję nieuczciwym biegaczom do skracania trasy.Jak dla mnie jest to nieludzkie; dobiega wyczerpany maratończyk w pobliże kreski,widzi jak z lewa inni finiszują,a On musi zmusić się do jeszcze jednego kółka.Oczywiście to tylko mój pogląd. Kolejny zgrzyt to pierwsze punkty odżywiania.Biegła nas spora grupa,napoje nie porozlewane do kubków.Rzucona zgrzewka z butelkami i kto pierwszy ten lepszy.Fakt potem było lepiej.Pierwsze kilometry super!Ubrałem się na "krótko" i co rusz "deszczyk mnie pokropił,a osuszył wiater" Kolejny minus wąskie odcinki. W przypadku,gdy pacmaker prowadzi liczna grupę to na zwężeniach w naturalny sposób musi się ona rozciągnąć.Zostający na ogonie muszą zwolnić,by za chwilę przyśpiesyć.Takie szarpane tempo napewno nie pomaga,a wręcz utrudnia trzymanie się zajączka. Idąc /biegnąc/ dalej straszne nierówne podłoże,głębokie kałuze,(trudne do ominięcia), gdy biegnie się ramię w ramię. Kilka razy dziękowałem Bogu,że nie "nie wyrżnąłem orła w dzień" albo nie skręciłem nogi.
  
  
Tu muszę pochwalić Jaremę dbał o nas jak mógł,ostrzegał przed przeszkodami, informował,że dobiegamy do punktów żywieniowych,a nawet pytał po drodze komu picia? Starał się jak mógł,żeby najliczniejszą trzódkę doprowadzić do mety.Chwała Mu za to i wielkie brawa!!!Do trzydziestego czwartego kilometra biegło mi się całkiem fajnie.Niestety zamiast ściany potwierdziła się stara prawda:"nie ma złej pogody dla biegaczy,są źle ubrani biegacze"!!! Nad Wisłą pożałowałem,że nie usłuchałem mojego *trenera* i nie założyłem krótkich leginsów zamiast spodenek.Chyba wyziębienie mięśni sprawiło,że w pewnej chwili poczułem jakby mi ktoś  wbił dwa noże w uda!! Ból,nogi sztywne jak patyki. Walczyłem,żeby nie zostać,ale tuż przed błoniami grupa poszla w siną dal!To jest niesamowite;starasz się,ale Twoje nogi pracują jak w filmie na zwolnionych obrotach!!!Błonia!No jeszcze ta runda,po drugiej stronie meta,ale trzeba przebiec koło niej i jeszcze biec dalej!Duch chce,ale ciało się buntuje.Na szczęście w trudnych momentach są przyjaciele.Nad Wisłą przy Wawelu Żywiec robi zdjęcia i dopinguje!Na błoniach Verdi macha i krzyczy Tomasz, spokojnie jest dobrze, już blisko!!' To daje takiego "kopa" nie do opisania; po prostu trzeba to przeżyć!! Mijam po lewej kreskę, patrze na stoper i kalkuluję będzie czwórka po trójce?! Na szczęście mijam znowu Verdiego i sama świadomość,że przyjechał tu specjalnie dla nas podpowiada musisz!!!Więc zagryzam zęby i do mety.Mija mnie *ale.mocarz*; pozdrawiamy się!Gdzie napis jeden kilometr?!Jest!Zegar 3:49:..! Meta,medal,gratulacje najbliższych! Trzeci mój maraton,ale pierwszy kiedy nie mogłem zwycięsko unieść rąk w górę!Rozwalony but,obdarte sutki/plastry spłynęły/ból w udach niesamowity, ale w sercu radocha zrobiłem To!Nie mogę się schylić,żeby zdjąć chipa,drżą mi ręce!Okrywają mnie folią!Proszę dajcie mi pięć minut!Odchodzę na bok rozmasowuje obolałe mięśnie!Powoli dochodzę do siebie!Ogromna satysfakcja:trzeci maraton - trzecia życiówka!! Na spokojnie złocisty izotonik i grochóweczka. Potem na kwaterę gorący prysznic,spacerek po Krakowie i do domu.W pociągu tłok,marzę wyciągnąć nogi!W domu na gorąco pierwsze fotki i lulu! Poniedziałek mięśnie nabite,więc po południu czterdzieści minut truchtu i sprawdzenie sauconów!Pierwsze wrażenie; rewelacja!!!Dzisiaj mięśnie ud bolą nadal,wiec zamiast truchtania gimnastyka rozciągająca.Trochę ćwiczeń i wszystko wraca do normy.Gdzieś w głębi duszy pojawia się pytanie:a jakby tak 30 - sty jubileuszowy warszawski?! To dobry znak,że funkcje życiowe wracają do normy!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13