"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła. Aktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia" *Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić*


poniedziałek, 31 marca 2008

[123] Wielki czarny diabeł i "połowka z przeszkodami"..

Po niedzielnym świętowaniu zaplanowałem bieg wielkanocny na poranek "lanego poniedziałku". Pierwotnie miałem zamiar pobiegać parę minut po siódmej. Ale już o piątej się obudziłem, popatrzyłem za okno i... "zaczęło ciągnąć wilka do lasu". Wszyscy śpią za oknem pada śnieg, więc myślę: trochę za wcześnie! Leżę, pięty mnie palą, podrzymałem do szóstej i mówię nie ma co szykuję się na trening. Wybiegłem o 6:30 wokół cisza, pada śnieżek ludzi ani widu. Pierwsze kilometry droga przez mękę, no ale to skutki biesiadowania. Potem coraz lżej i jak się rozkręciłem to już trzeba było wracać. W drodze powrotnej na Huculskiej patrzę przez śnieżne płatki i widzę no nie.... wzdłuż płotu włóczy się jakiś wielki czarny diabeł. Najpierw pomyślałem sam czy z panem? Ale że nikogo nie widać pokojarzyłem, że pewnie wyrwał się na podryw, bo cały czas coś tam poszczekuje za płot. Dobra może mnie nie zauważy i się przemknę. Gdzie tam łypnął tylko w moją stronę i już daje w moim kierunku!! Przechodzę do marszu staram się nie patrzeć w jego kierunku i poprostu próbuje dać nogę. Kątem oka go obserwuję i myślę jak ruszy do mnie co robić; psisko ogromne nawet za bardzo nie ma się gdzie schronić! Odszedłem kawałek i powoli ruszam biegiem, on za mną! Ale na szczęście coś bardzo musiało go absorbować za tym płotem, bo zrezygnował z pościgu. Zaczyna mnie to już wkurzać co bieganie to muszę się stresować. Dlatego dochodzę do wniosku, że powinni wrócić rakarze. Każde wałęsające się zwierzę winno być odłowione i do schroniska. Bo tak to wychodzi, że zwierzaki mają więsze prawa jak ludzie! Tyle, że nikt o tym nie myśli; dopiero jak stanie się tragedia i pies kogoś pogryzie to w mediach wielki szum! Później wszystko wraca do normy, bo dzisiaj większy raban robi się o jednego psa niż człowieka! We wtorek wolne; przed "niedzielną marzanną" trzeba trochę poluzować. Środa wg planu bieganko z przebieżkami. Czwartkowa gimnastyka jak zwykle odrobiona. Piątek odpuściem sobie bieganie i oddałem się drugiej mojej pasji czyli pieczeniu chleba. A, że udało mi się zdobyć mąkę tatarczaną więc miałem frajdę, bo mogłem trochę poeksperymentować. Sobota rozruch; trochę truchtów, kilka przebieżek w sumie 40 minut. Wieczorem przestawianie zegarków, żeby nie spóźnić się na pociąg. W niedzielę pobudka 3:30 (po staremu 2:30)i przed piątą wyjście na dworzec. Całe szczęście, że pociąg był podstawiany, więc przez zmianę czasu nie miał opóźnienia. Kraków powitał nas /mnie i mój team/ chłodem. Na ósmą poszliśmy na Msze Św. i zanim dotarliśmy na błonia zrobiło się fajnie. A przed startem nawet goraco do tego stopnia, że postanowiłem biec w koszulce na "ramkach"Jako zahartowany w bojach (nie pierwszy start) ciżba w biurze zawodów mnie nie zaskoczyła. Na starcie brak widocznego miejsca startu i mety przełknąłem. Ale po starcie zgroza!~slalom gigant!! dzieci, rowerzyści, rolkarze, psy luzem.. O ile na pierwszym kółku grupki biegaczy  miały jakieś względy to potem pojedyńczy biegacze byli delikatnie mówiąc lekceważeni !! Czarę goryczy przelał fakt, że w końcówce biegu zabrakło....kubków do wody!! Na dodatek zniknął stolik z odżywkami własnymi zawodników! Bardzo nie lubię narzekać, ale jeżeli pobiera się niemałe startowe 35 zł. i na trasie serwuję wyłącznie wodę, której okazuje się też brakuje... To od razu na myśl przychodzi ? Blachownia tak, tak - tam Jacek i spółka robią biegi dla ludzi nie dla kasy!!!... Mimo wszystko to: *za mało, żeby mnie to załamało!* Zacząłem spoko i widzę... wszyscy mnie mijają! Serce podpowiada szybciej, szybciej, a głowa spokojnie gdzie tam jeszcze meta?... Tak jak w piłce nożnej mówią, że kopie się nogami, a gra głową; to w bieganiu jest podobnie!!! Już na czwartym okrążeniu błoń zacząłem wyprzedzać - ja. Jedno kółko robiłem wg zegarka średnio w siedemnaście minut z hakiem; co pozwoliło ukończyć mi ten półmaraton w czasie  1:44:19!! Jadąc do Krakowa miałem nadzieje, że uda mi się uzyskać lepszy czas niż ubiegłego roku w Wodzisławiu Śl. bo tam były górki, a tu płasko. Nie sądziłem jednak, iż poprawię życiówkę o całe sześć minut ! Reasumując mimo pewnych przeciwności jestem bardzo zadowolony i cieszę się, bo Cracovia Maraton tuż, tuż. Mam tylko nadzieję, że 4 maja nie usłyszę już w szatni po biegu od innych uczestników: "widzicie, jednak Krakusy, a nie Poznaniaki to centusie!" Było minęło, miejmy nadzieje będzie lepiej...Aaaaa mam jeszcze jeden powód do chluby; udało mi się sfotografować z najpiękniejsza tego dnia Krakowianką czyli tytułową  panną Marzanną...
 
Święto biegowe czyli kolejne zawody przeszły do historii. Więc pora wracać na swoje ścieżki. Dziś w ramach rozruchu spokojna "szóstka", jutro wolne, a od środy...biegam dalej :) 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13