Po niedzielnym blachowieńskim Biegu Sylwestrowym w poniedziałek pobiegłem swoimi dobrze znanymi ścieżkami. W ostatnim dniu 2007 roku zrobiłem sobie taki "prywatny" bieg sylwestrowy. Wybiegając z domu zakładałem przebiec całą "stałą" trasę, ale po drodze jakiś zły duch szeptał: " eee, odpuść sobie, symbolicznie półgodzinki wystarczy.... nieprzespana nocka przed tobą!" Na całe szczęście *ten drugi* też przemówił: "dawaj, dawaj, nie odmawiaj sobie przyjemności w ostatnich godzinach odchodzącego roku. I to był dobry wybór, cały dzień chodziłem niczym na bateriach duracel. Zawsze wytrzymałość miałem lepszą od szybkości, więc do północy dotrwałem w świetnej formie. Ostatnio obchodzimy sylwestra w rodzinnym gronie; przed północą wychodzimy na dwór /lub jak to mówią w Krakowie na pole/ wypijamy ze znajomymi szampana składamy sobie życzenia, strzelamy trochę fajerwerków i wracamy dalej świętować. W Blachowni Jaq opowiadał mi jak któregoś roku biegał tuż po noworocznym toaście. Poprzednio w Nowy Rok około południa wychodziłem na pierwszy trening. Zainspirowany pomysłem Jaq-a, pomyślałem: czemu nie? to może być całkiem fajne! No i.... tradycje zmieniłem. Wychodząc na dwór /pole/ założyłem moje buty biegowe, żeby nie tracić czasu i zaraz po dwunastej zrobić pierwszy bieg w 2008 roku. Moja Lepsza Połowa oczywiście zaraz to zauważyła i pyta: a Ty co?......chyba nie masz zamiaru biegać?.....Tak czy inaczej po oficjalnym powitaniu Nowego 2008 Roku wszyscy wrócili do domu, a ja zrobiłem... powitanie biegowe. Sam bieg raczej, truchcik symboliczny, bo gdzieś tak zaledwie dwukilometrowy, /ale na lekkim dopingu procentowym/ Ciiiii...... W czasie biegu, wzbudziłem po drodze małą sensację wśród napotkanych balangowiczczów; lecz reakcje ich były sympatyczne. Po powrocie byłem tak odświeżony, że spać poszliśmy dopiero koło piątej. Pierwszy stycznia luzik, a już następnego dnia bieganko plus pierwsze w tym roku przebieżki. W czwartek jak zwykle solidna porcja gimnastyki, a w piątek bieganie i podbiegi - też pierwsze w tym roku. Podczas piątkowego treningu poznałem nowego kolegę biegacza, pogadaliśmy i zaprosiłem Go na nasze sobotnie bieganie....fajnie spotkać na trasie bratnią duszę. A jeszcze jak prawi komplementy: " tak pan lekko biegł, więc myślałem, że to jakiś licealista!" O właśnie zapomniałem muszę w opisie 'o mnie' zmienić mój wiek; teraz bedę już miał nie 24, a 24 i pół. W sobotę po raz pierwszy (w tym tygodniu wszystko jest po raz pierwszy...) wspólne bieganie na Bialskiej. Na forum właśnie poczytałem, że Manitou i Verdi dokonali pomiarów i teraz na " dwa banki" wiemy, że cała trasa ma 11500 metrów. Czyli z moim dobiegiem na miejsce /jak nie przedłużam/ robię około piętnastki. Sześć dni nowego roku minęło jak z bicza strzelił, więc pora na kolejny etap treningowy, bo wiosna tuż, tuż... Dnia przybywa (na Nowy Rok na barani skok) i..... pierwsze starty za pasem..., a do tego najważniejszego 118 dni i 10 godzin z minutami.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz