Dzisiejsze powitanie wiosny wypadło o niebo lepiej niż tydzień temu. Znaczy "biegowo" było podobnie; biegło mi się znakomicie - wychodzi na to, że regularna praca na treningach procentuje. Podobała mi się dzisiaj organizacja biegu w Blachowni; porządek przy zapisach /wcześniej zapisani byli już na listach/, dobre nagłośnienie i spikerka oraz ład na mecie. Nie było medali i chyba dobrze, bo pewnie "złomiarze" sobie odpuścili. Były za to świetne dyplomy dla każdego uczestnika i start za "friko" Mało jest w sumie już imprez gdzie nie pobiera się startowego, wpisowego czy inaczej zwanego haraczu. Widać, że Jacek Chudy czuje "bluesa" i naprawdę postawił na propagowanie biegania jako aktywnej formy wypoczynku. Dlatego należą Mu się, oraz wszystkim współorganizatorom słowa uznania i podziękowania. Jeżeli kolejne edycje Grand Prix będą podobne to frekwencja może być podobna, albo i większa jak za najlepszych czasów w olsztyńskich marszobiegach. Reasumując; jak to mówi stare indiańskie przysłowie " wielki brat jest pod wrażeniem"!!!!!!! Miniony tydzień jeśli chodzi o treningi, a raczej o ich intensywność był trochę ulgowy, bo co niedziela start, ale nie odpuszczam i przygotowania do "biegowej matury" idą zgodnie z planem. Dobra strona takich zawodów to także sposobność do poznania innych biegaczy. Wcześniej w Myszkowie poznałem Verdiego, na połówce w Żytnie Żywca, potem Jaga i Cewunete, a dziś Silosa i Ewelinę. Ciekawe czy ktoś badał jaki wpływ ma bieganie na usposobienie człowieka, bo poznani przeze mnie na różnych imprezach biegacze to bardzo sympatyczni i pozytywnie zakręceni ludzie....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz