No i po herbacie! marzenia prysły jak bańka mydlana przez chwilę nieuwagi. Dzisiaj ostatni trening mojego dwudziestotygodniowego planu - łagodne wybieganie 120 minut. Wstałem o piątej,żeby później nie męczyć się w upale, rozgrzewka i na trasę. Poczatkowo nic nie wskazywło na jakieś perypetie, chociaż....jak nigdy oprócz bidonu z piciem zabrałem komórkę i trochę drobnych. Świeże poranne powietrze, temperatura +20 i spokojny bieg; później w lesie żywiczny zapach sosen i świerków, a między polami zboża i wilgotnej ziemi. Wspaniała sprawa! To wszystko tak mnie rozmarzyło, że w Białej szukając ścieżki odchodzącej z głównej drogi nieopatrznie wdepnąłem w dziurę w jezdni. Stopa się podwinęła..... a przez głowę z prędkościa światła przeleciała jak błyskawica myśl........ skręciłem nogę !!! Próbowałem co prawda "truchtnąć" ale jak zobaczyłem, że z buta zaczyna kipieć opuchlizna to wiedziałem: KONTUZJA!!!!! i to na sam koniec mojego planu. A miało być tak pięknie, zaczynałem opracowywać dalszą część planu już z myślą o maratonie warszawskim. W sierpniu chciałem zaliczyć jeszcze półmaraton Puchatka w Parzęczewie........ I niestety wychodzi, że wszystko wzięło w łeb... Żebym to jeszcze zagapił się w centrum miasta gdzie gdzie co krok to jakaś piękna dziewczyna, to jeszcze bym to zrozumiał. Ale przedmieścia wczesny ranek, ani żywej duszy.... Dobrze chociaż, że w tym miejscu był końcowy przystanek mpk, więc kupiłem bilet (proszę drobne się przydały, a nigdy nie biorę kasy....)i wróciłem autobusem. W tym nieszczęściu miałem szczęście poznać kolegę biegacza.... Po wejściu do autobusu kiedy kupowałem u kierowcy bilet; ten spojrzał i pyta: a co pan taki podgrzany ? Więc ja, że biegałem, ale przytrafiła się kontuzja i muszę wracać na kołach. Zmierzył mnie od stóp do głów i ...przyznał; też biegam, mam taką trasę cztery i pół kilometra i zawsze rano jak nie mam pierwszej zmiany nie tylko biegam, ale robię pompki przysiady i w ogóle ćwiczę. Później zapytał ile biegam kilometrów i czy codziennie jak usłyszał że około 10 km, a w sobotę długie wybiegania to powiedział: o panie to za dużo!!! Po krótkiej pogawędce ruszyliśmy, a w domu prysznic, okłady, smarowanie i wewnętrzny żal. Teraz wiem jak czuje się wyczynowiec, który przygotowuje się do ważnej imprezy i tuż przed trafia mu się kontuzja!!!!!!! Siedzę, robię okłady, smaruję, boli trochę, ale najgorsze to wizja braku biegania. Jak poczytałem na forum biegajznami.pl, że leczenie takiej kontuzji może trwać kilka tygodni, a nawet dłużej to......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz