Dzisiaj rano +4 na termometrze, a przy tym dżdżysto i mglisto. Jakoś nie specjalnie się biegało, gorzej oddychało, a w dodatku niskie ciśnienie atmosferyczne powodowało senność. ( moje poranne ciśnienie tętnicze 99/64/55) I dopiero po bieganku zaczęła mi krążyć krew w żyłach. Planowane 50 minut łagodnego biegu plus przebieżki trochę mnie rozruszały, lecz dopiero prysznic po treningu całkiem przywrócił moje funkcje życiowe. Fajnie że znikają resztki śniegu i lodu, bo bieganie takiej błotnistej mazi jak w sobotę daje od razu "bagno" w butach. Jutro bieganie WB2, środa gimnastyka, ale, ale w tym tygodniu sobotnie wybieganko po raz pierwszy 90 minut. Zobaczymy jak to będzie? Półtorej godzinki biegu jeszcze nie przerabiałem, dla doświadczonych maratończyków to "bułka z masłem" i pewnie się pod nosem uśmiechają czytając takie teksty. Aha doniesiono mi, że w okolicy pojawili się jacyś niezidentyfikowani biegacze....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz