Dziś początek piątego tygodnia mojego planu. Trochę sie obawiałem dzisiejszego biegania bo wczoraj imprezka rodzinna no i pycha ciasta...miam mniam. Ale niepotrzebnie, biegało się świetnie a nawet kapitalnie. Nie wiem czy kundle wystraszyły się ptasiej grypy czy co ? Bo tylko na dwóch podwórkach widziałem ujadaczy. Zresztą one zawsze są na "posterunku" bo co biegnę to biegają wzdłuż ogrodzenia i ujadają jak wściekłe. Nawet tak kiedyś myślałem, że w zasadzie jakby się któryś uparł to pewnie płotek by przeskoczył. Jednak lepszy mrozik tak jak dzisiaj bo przynajmniej sucho w butach. A jeszcze mi się na treningu oberwało.... i to za co? Biegnę sobie zadowolony naraz słyszę jakieś wrzski rozglądam się nastawiam uszu spod czapki... i za ogrodzeniem bardzo poważnej instytucji stoi kobieta i wykrzykuje:" K...a biegają zima, a oni k...a biegają, żeby k....a zachorować k......ć nie wolno biegać...itp" w pierwszej chwili mnie zatkało! Ale zorientowałem się, że to poprostu chory człowiek! I tym sposobem zaraz na wstępie nowego tygodnia zostałem opiep....y za nic! Jak nie kundle to pomyleńcy i zawsze jakieś kłody biegaczowi pod nogi padają. Ale to nic dziś nawet fajnie biegało mi się przebieżki, bo od rana mam dobry humor......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz