dni gdy... nogi mielą powietrze jakby było konsystencji kisielu:(
Układ oddechowy nie może zgrać się z aparatem ruchowym i biegnie się ciężko powoli, jak żółw ociężale;)
Jeden z tych dni wypadł dzisiaj:( Ruszyłem i od razu wiedziałem, że będzie ciężko. Miałem wrażenie jakbym bieg pod bardzo silny wiatr i jeszcze pod wysoką górę. Przez cale dziesięć kilometrów walczyłem i dopiero po dyszce pyk coś się "przełączyło" i wszedłem na normalne obroty:)
Organizm (ciało) coś "mówi" tylko nie bardzo wiem co mi chce powiedzieć;) Może nie do końca zregenerowałem się po sylwestrowym maratonie?
Trzynaście kilometrów na stałej trasie z czego dycha "droga przez mękę" he,he...
Cóż nie zawsze może być pięknie i przyjemnie. Muszą być i te gorsze dni, żeby można było docenić te dobre. Zawsze po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój i po słabych biegach te fantastyczne:)
Najważniejsze, że wyszedłem, powalczyłem i zwyciężyłem, bo prawdę mówiąc po piątce zastanawiałem się, czy aby nie wracać. Przetrzymałem kryzys, więc teraz musi być już tylko lepiej:))
Przez dwadzieścia jeden lat szybszego przebierania nogami wyrobiłem w sobie jakby to powiedzieć? zwyczaj? nawyk? zachowanie? Po prostu gorsze dni mnie nie zniechęcają, a wręcz przeciwnie motywują do kolejnych treningów.
Cytat dnia:
"Zwyciężamy dzięki wytrwałości" - Ernest Henry Shackleton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz