piąta minut trzydzieści. Pobudka nie zagrała, ale sam się obudziłem. Wcześniej jeszcze po czwartej, ale pomyślałem jak teraz wyjdę to powiedzą sąsiedzi już naprawdę zwariował he,he...
Nieco chłodniej (+15) za to słonecznie, bez cienia mgły;) I o to chodzi, żeby nie skwierczeć jak skwarek na patelni.
Tydzień po "orce" regeneracyjny. Z dzisiejszą dyszką w czterech wyjściach czterdzieści dwa kilometry.
Na stałej przydomowej trasie, więc można powiedzieć tuptanie z zamkniętymi oczami.
Na luzie, spokojnie, bo w myśl zasady najpierw bieganie potem śniadanie;) Prawdę mówiąc nie całkiem na czczo. Przed wyjściem wychyliłem jak zawsze szklankę przegotowanej wody z łyżeczką miodu i dwoma łyżeczkami pyłku kwiatowego:)
Na luzie, spokojnie, bo w myśl zasady najpierw bieganie potem śniadanie;) Prawdę mówiąc nie całkiem na czczo. Przed wyjściem wychyliłem jak zawsze szklankę przegotowanej wody z łyżeczką miodu i dwoma łyżeczkami pyłku kwiatowego:)
Wczoraj mglisto, a dzisiaj z racji ochłodzenia parowanie wody nad zbiornikami. Chodziło mi po głowie pływanie w "Adriatyku" lub "Pacyfiku" hi,hi... Niestety plany na sobotę były dość napięte od samego rana:(
Po niedzieli jak się uda postaram się włączyć do planu letnie morsowanie;)
Kapitalnie biega mi się wcześnie rano. Nie mam problemu z budzeniem się, wstaniem z wyrka, bo za oknem widno i przez otwarte okno ptaszki ćwierkają jak oszalałe.
Dlatego uwielbiam długie dni:)) Całkiem inaczej funkcjonuję niż w okresie jesienno - zimowym. Cóż szkoda tylko, że już dnia ubywa:(
Jutro czerwona kartka w kalendarzu i jak to dawniej się mówiło mięso na obiad;) Wolne! A od poniedziałku lecę dalej:))
Cytat dnia:
„Marzenia zwykle się spełniają, ale nie tak i nie wtedy, kiedy tego pragniemy.” - Maria Dąbrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz