z rańca to przy tej jesiennej pogodzie znakomity środek na doprowadzenie się do stanu "używalności" he,he...
Szósta trzydzieści. Za oknem ciemno i szaroburo:( Ciepło, bo na termometrze +10. Niemniej przy takim wietrze odczuwalna pewnie niższa. Budzę się bez budzika, otwieram oczy i "za chiny" hi,hi... nie chce mi się wyleźć z wyrka. Latem skoro świt się budziłem i leciałem pobiegać. Teraz nawet minusowa temperatura jak wczoraj mi nie przeszkadza. Jednak chyba ciemności za oknem sprawiają, że wstaje nieprzytomny;)
Na dobre budzę się dopiero gdzieś na czwartym, piątym kilometrze he,he... I dzięki bieganiu mogę przez resztę dnia normalnie funkcjonować:)
Piętnaście kilometrów i jednocześnie dobra dawka hormonów szczęścia zwanych endorfinami. To znaczy "akumulatory" naładowane można "się mocować z życiem" hi,hi...
Było jak zawsze kiedy szybciej przebieram nogami świetnie;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz