tydzień roztrenowania zakończyłem jak co niedziela morsowaniem i przebiegniętą siódemką:)
Tradycyjnie pól dystansu na biegowo i pół w stroju "organizacyjnym" Morsa he,he... Cały tydzień to tylko przetuptana dycha, dwie kąpiele w zimnej wodzie hi,hi... oraz dwadzieścia dwa kilometry marszu w czterech wyjściach plus pięć razy po trzydzieści minut pedałowania na rowerku stacjonarnym:)
Wczoraj trafił mi się fajny " partner" w czasie przedpołudniowego marszu:) Dołączył na "Bałtyku" i zrobił ze mną całe cztery kilometry! "Odczepił się" dopiero przy budce z kurczakami na rożnie;) A już bałem się, że będzie mi chciał wejść "na chatę" hi,hi...
Biegnąc z morsowiska zauważyłem, że organizm już "zapomniał" treningi biegowe, bo dreptało mi się ciężko:( Poza tym jakoś dziwnie przebierałem nogami;) Jakbym na szczudłach leciał he,he... Do tego jakieś chwilowe bóle to tu to tam hi,hi... Niezbity dowód, że czas wracać do "kieratu"
Od jutra ostatni, trzeci tydzień roztrenowania, a potem stopniowy powrót do regularnego szybszego przebierania nogami:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz