Narzekać nie narzekam, bo zawsze mogłoby być gorzej. Tym bardziej, że rekordów świata bić nie zamierzam hi,hi...
Z drugiej strony jak patrzę sobie na dzisiejsze miedzyczasy to nie wygląda to tak źle;) No, ale zawsze mogłoby być lepiej;)
Dzisiaj po "łikendzie" czternaście kilometrów na stałej trasie. Początkowo biegło mi się ciężko:( Może to przez sobotnie dłuższe wybieganie w temperaturach "afrykańskich" albo wczorajsze labowanie? Jednak im dalej, tym lżej:)
Po spotkaniu z sympatycznymi Kjarkami na dyszce nawet trochę pognałem, żeby przewietrzyć płuca he,he...
Na kilometr przed końcem jasne, że nie mogłem sobie odmówić schłodzenia w "Pacyfiku" hi,hi...
Pływanie w chłodnej wodzie to rewelacyjna odnowa biologiczna:) Zawsze po takiej kąpieli korci mnie wrócić na trasę i jeszcze z dychę dołożyć;) Obecne warunki tzn. wysokie temperatury mi wybitnie nie służą. Ale o tym przekonałem się już dawno.
Szczerze podziwiam wszystkich biorących udział we wczorajszym "piekielnym" maratonie wrocławskim.
Biegałem królewskie dystanse w różnej aurze. W deszczu i zimnie, upale i palącym słońcu. Zdecydowanie wolę chłodniejsze klimaty. Z tego powodu odpuściłem wczorajszy maraton choć pokusa była wielka;) Biegłem tam tylko raz w dodatku z nadwyrężonym stawem skokowym. Był to bieg na zaliczenie he,he... i chciałbym z nim wyrównać rachunki jak kiedyś z Cracovią hi,hi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz