Dziś tylko w czteroosobowym składzie udeptywaliśmy pomalutku ścieżki za sanktuarium, a potem trochę mnie zniosło hi,hi... Zboczyłem od lini staru przy kapliczce i przez Lisiniec dotarłem nad miejscowy "pacyfik" Tam w ramach regeneracji oraz dla ochłody - kąpiel;) i po dwóch godzinach na "mecie" Poranne pluskanie jest rewelacyjne cisza, zero ludzi i tylko czasem kaczki próbują narzucić swoje towarzystwo he,he...
Stała trasa sobotniego spotkania plus "znios" i wyszła prawie "połówka" W całym tygodniu pięć treningów na sumę siedemdziesięciu czterech kilometrów:) Z czego trzydzieści cztery na wyjeździe po Mrągowie, a czterdzieści w czwartek i sobotę na cotygodniowych spotkaniach biegowych:)
Zapis zrobiony, przelew poszedł i wybieram się do Zamościa, bo tam mnie jeszcze nie było hi,hi...
uwielbiam pływanie w jeziorze o poranku! wtedy i późnym wieczorem jak ludzie schodzą z plaży jest najlepiej:) szkoda tylko, że wraz z wyprowadzką z rodzinnego domu porzuciłam jeziora, teraz na co dzień zostają mi tylko miejskie kąpieliska, ale dobre i to :) Zamość ... przecież to jest na samym końcu świata;]
OdpowiedzUsuńOlu! tak ranek i późny wieczór to fantastyczna pora na pływanie:) A Zamość daleko... to fakt ;) ale nawet dziś Damek w rozmowie telefonicznej zachwalał że warto:)
OdpowiedzUsuń