"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


sobota, 15 sierpnia 2009

[186] Dobrze żarło i....

Przygotowania do wrocławskiego maratonu szły nadspodziewanie dobrze i się.... Cały czas byłem przygotowany, że wątróbka może się odezwać, ale nigdy nie myślałem o łydce! Już w sobotę biegnąc na Bialską czułem nie ból... ale jak to moja babcia określała, że prawa noga mi "milknie" Trudno to określić; taki jakby brak czucia...coś niczym drętwienie... Najdziwniejsze, bo jak się rozbiegałem to przeszło. Zrobiłem trzydziestkę z hakiem, a i po treningu tylko chwilami łydka "milkła" W poniedziałek wykonałem szybki trening i nic. Za to we wtorek luźne bieganko i krok niby na szczudłach. Przeleciałem kilka planowych przebieżek i zrobiło się lepiej; czyżby rozgrzany mięsień był mniej bólny? No, ale po treningu łydka, albo raczej piszczel jakiś szczypiący? Nie wiem czy to czasem nie naderwanie mięśnia? Coś chyba podobnego załapał Damzac przed rzeźnikiem. Dlatego decyzja trudna, lecz konieczna intensywna kuracja maściowo-tabletkowa i luzik od biegania :( Żeby nie zardzewnieć gimnastyka- jak to mówi Verdi wygibasy ;) Po dwóch dniach lepiej, ale po trzech... pojawiły się inne bóle! O nie! Tylko nie to! W zeszłym roku po setce kaliskiej też na miesiąc całkowicie odpuściłem bieganie i potem żałowałem... Nie miałem żadnej potrzeby rozbratu z bieganiem; ale jak Boru powiedział: "biorę miesiąc całkowitego urlopu od biegania" Pomyślałem; może faktycznie przyda się taki odpust? I po miesiącu tu boli, tam strzyka, szkoda gadać... Przez następny miesiąc z trudem wracałem do jako takiej formy biegowej. Kiedy więc w piątek zobaczyłem wpisy na sobotnie spotkanie na naszym forum postanowiłem: "raz kozie śmierć" piszę się i już ! Po trzech dniach luzu; nic nie odczuwam. Lecz w sobotę jak wstałem - łydka się odezwała. Trudno; nie po to wstawałem, żeby wracać do łóżka! Najpierw ciężko, ale po jakimś czasie bez problemów obleciałem kołeczka na Bialskiej. Ba, mało obleciałem; Elf_ik tak nas przegoniła po polach, że hej! ;) Po bieganku łydka OK; tylko że, po południu zaczęła się odzywać :( Zobaczymy; jutro wolne, a w poniedziałek... Już nie piszę jak ostatnio, aby nie zapeszyć ;) Dla polepszenia humoru z racji święta 'machnąłem' sobie *drożdżówkę z lodówki* ze śliwkami:)
 
Bardzo prosta (bez wyrabiania) i przepyszna... Dla lubiących  'pichcić' podaję przepis na wielką blachę:
Składniki:
1 kg mąki pszennej
7 dag drożdży
1 szkl. cukru
1 szkl. mleka
1/2 szkl. kwaśnej śmietany
1 kostka margaryny
5 jaj
sól
Drożdże rozetrzeć ze śmietaną. Margarynę rozpuścić. Całe jajka ubić z cukrem. Do mąki dodać rozpuszczona margarynę, szczyptę soli, podgrzane mleko, ubite jaja, drożdże ze śmietaną. WYMIESZAĆ ŁYŻKĄ i odstawić do lodówki na 2-3 godziny.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na natłuszczoną blachę(można ułożyć owoce, posypać kruszonką) i piec w nagrzanym /do 180 stopni/ piekarniku ok. 1 godziny. W przypadku termoobiegu maksymalnie 45 minut. Smacznego !





Hm... Apetycznie wygląda, tylko schrupać kawałek ekranu. ...

... Może spróbuję wykonać ;)

~Nene 2009-08-20 18:43

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13