Nowy miesiąc, nowy tydzień i tylko żal piaszczystej plaży i szumu morza... No cóż wszystko co dobre szybko się kończy. Od poniedziałku treningi wg planu. Czas ucieka; do Maratonu Wrocławskiego tylko nieco ponad miesiąc. Ostatnio uświadomiłem sobie, że minęło sto dni od operacji, a ja już zapomniałem o tym i biegam na maksa. Ogromnie się cieszę, że udało mi się błyskawicznie wrócić do biegania. Mówią miałem szczęście; ale uważam, że to dzięki łasce Stwórcy udało mi się wygrać w tym "wyścigu". Fajnie będzie odwiedzić Wrocław, bo to miasto gdzie odbywałem służbę wojskową. Przypuszczam, że wiele się zmieniło, na pewno na lepsze. Na razie wiem tylko, że ulica przy której mieściła się jednostka nazywa się teraz Hallera. Jeszcze nie studiowałem trasy, ale zbyt piękne, by to było, gdybyśmy tamtędy biegli. Szósty maraton /nie licząc ultra/ i czwarte podejście do 3:45. Wiosną brakło czterech minut, więc może jesień będzie łaskawsza. Tym bardziej, że do wojska też na jesień ruszałem...;) Pomarzyć można, a potem trzeba trenować ;) Wczorajszy trening odbyłem w miłym towarzystwie ;) Bo Prezes załatwił mi partnerkę do biegania :) Nie ma to jak mieć takiego Prezesa ! Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje Prezes naszego Klubu.... Z bardzo sympatyczną Filoteą zrobiliśmy lekką "przełajową ósemkę" a potem już sam zgodnie z planem podbiegi 8x40sek. Dzisiaj wcześniej pobudka, by na Bialskiej przed spotkaniem klubowym zrobić dwa kółeczka. JędrekM również "nie mógł spać" więc spotkaliśmy się na trasie. Bardzo fajne jest to, że należąc do klubu kiedy rzuci się tylko hasło o bieganiu... /niezależnie od dnia i godziny/ zaraz pojawia się chętny do towarzystwa :) Na wspólne bieganko zgłosiła się dziś kolejna fajna kobieta (Teresa) i kto wie... może przyłączy się do sztafety na Ekiden ? Myśleliśmy, żeby Teresy *nie przeciągnąć* a okazała się doświadczoną biegaczką mającą na koncie połówkę w Rudawie. Brawo! Szkoda, że tak mało pań biega, dlatego tym większe słowa uznania należą się tym które lubią "tuptać" ;) [zwłaszcza z nami ;)] Dobrze też było spotkać się z 'Żywcem' który po dłuższej przerwie pojawił się w alei brzozowej:) Jak wspomnę czasy kiedy biegało nas dwóch, trzech, czterech, a pies Bema dodatkowo podnosił frekwencję :) to teraz widok kilkunastoosobowej grupy jest kapitalny !!! Po wspólnym bieganiu "mój licznik" wskazywał trochę ponad dwadzieścia kilometrów. Ponieważ założyłem wcześniej przebiegnięcie 'trzydziestki' ruszyłem na swoje codzienne tereny biegowe. W sumie po dwustu minutach "dreptania" wyszły 33 kilometry. Dało to przebieg tygodniowy 85 kilometrów w pięciu treningach; tj średnio 17km/trening. Niedziela luzik, a od poniedziałku do boju....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz