"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

niedziela, 20 maja 2007

[81] 42 kilometry 195 metrów..

13 maja spełniło się jedno z moich marzeń. Przebiegłem maraton. Kiedy przed dwoma laty napomknąłem, że marzy mi się zaliczyć taki dystans, chyba nikt nie wierzył tak naprawdę, że to jest możliwe. / łącznie ze mną / Dwa lata systematycznie trenowałem - biegałem, ćwiczyłem. Nie obyło się bez kontuzji ( skręcenie stawu skokowego w lipcu ub. roku), a także chwil zwątpienia. Ale uparłem się, zawziąłem i dałem radę. Warto było.... To nie "dyszka", czy nawet "połówka" Takiej chwili jak  na mecie maratonu nie da się faktycznie chyba z niczym porównać. Do tego uczucie; kiedy Żywiec napisał mi: "Tomek witamy w gronie maratończyków !!!!"...... W ogóle otrzymałem wiele miłych słów, gratulacji i to czasami od nieznanych mi ludzi. Przed maratonem im bliżej startu to stres narastał i przyznam szczerze trochę miałem cykora. Różne myśli mi się błąkały po głowie, nawet takie " po co mi to? dlaczego to robię? A jak gdzieś padnę na trasie i narobię tylko kłopotów MLP" /Mojej Lepszej Połowie/ Wtedy mówiłem sobie chłopie są ludzie którzy "lecą" prawie bez przygotowania, a ty się pękasz!!! Bardzo pomógł mi też Verdi kiedy pytałem o rady; On mi mówił: Tomek jesteś już doświadczonym biegaczem na pewno dasz radę. No i chociaż sam biegł półmaraton to potem cały czas czekał na mnie na mecie !!!!!Przygotowując się zbierałem różne informacje i opinie z różnych źródeł. Troszkę mnie niepokoiła przysłowiowa " ściana" Ale bardziej tekst pana M. W. pisze on tam m.in. o kroplówkach zasłabnięciach, skurczach, wymiotach itp itd. Ktoś kiedyś powiedział, że stres ustępuje na wystrzał startera i to faktycznie jest prawda. A teraz krótko o samych zawodach; W Łodzi byliśmy z MLP i Matim w sobotę przed południem. Trochę połaziliśmy po mieście, potem do hotelu. Dalej obiadek, msza św. i do biura maratonu. Pobrałem zestaw startowy i na pasta party. Trochę nagła ulewa popsuła szyki, ale za to w niedzielę pogoda jak na plaże /właśnie schodzi mi skóra z ramion!!!/ Po powrocie do hotelu kolacja, kapiel i lulu, no spałem... niezbyt spokojnie budziłem się prawie co godzinę. Rano śniadanko, szybkie przygotowanie i na miejsce startu. przebranie, szatnia, oddanie odżywek prywatnych, spotkanie z Verdim, rozgrzewka i na ....START !!!! Poszukałem pacemakerów, ustawiłem stoper i ruszyliśmy... Na początku nasz grupa liczyła ok. dziesięciu osób, ale po trzydziestce po prostu się rozpadła!!!! Cztery kółka po dziesięć kilometrów, pierwsze - luzik / pomyślałem nawet przez chwilę.. *może trzeba było zabrać się z grupą 4:00* drugie  spoko; napoje, banany, biszkopty na trasie; jemy, gadamy...... Po trzydziestym piątym kilosie myślę chyba coś Ci pacemakerzy przyśpieszają?!! I widzę.... zaczynają się oddalać. Moje nogi p oprostu zaczynają wooollniiieeeejjj się poruszać, a nie Oni.... przyspieszają!!! Zaczynam kalkulować; na siłę trzymać się Ich, czy odpuścić i dalej biec "po swojemu"? A jak nie wytrzymam i padnę... do mety tylko siedem i pół kilometra...... Więc już jestem prawie pewien, że że ten bieg ukończę!!!!!! Dobra mówię dzięki panowie, trochę zwolniłem i zacząłem wyglądać tablicy z napisem 40km. Potem trochę musiałem "powalczyć" z sobą. Na dwa kilometry przed metą doszedł mnie Robin i Paweł M i już do końca biegliśmy razem. Paweł bardzo nas motywował; "już niedaleko, niecały kilometr, jeszcze pięćset metrów i ....meta !!!!!!!" 4:33:18, medal, pierwsze gratulacje i niesamowite uczucie zrobiłem to-dałem radę- zaliczyłem pierwszy w życiu MARATON!!!!!! Cieszę się, że skończyłem maraton w dobrej formie z uśmiechem na twarzy. Zakładałem pierwszy dziewiczy maraton pobiec turystycznie tzn. na zaliczenie. Nie walczyłem ponieważ nie chciałem wyglądać na mecie jak zombi, a ponadto pierwszy raz to takie rozpoznanie. Byłem zmęczony, ale nie wyczerpany. Trochę czułem dystans w nogach /najbardziej obawiałem się o kolanka/, a okazało się, że najwięcej odczuwałem mięśnie na udach, nawet pomimo masażu tuż za metą. Na treningach nigdy nie zrobiłem 40-sto kilometrowego wybiegania, więc taki spokojny bieg dał mi sporo doświadczenia i wiele do myślenia. Po ukończeniu królewskiego dystansu zrobiłem dwa dni wolnego, lecz zaczęło mnie nosić. Więc w środę pięćdziesiąt minut truchtanka, czwartek gimnastyka, a w piątek i sobotę odpowiednio 60 i 90 minut owb1. Dziś wolne a od jutra.... biegam dalej. I już myślę, jak wykorzystać zdobyte doświadczenie w.......... kolejnym........maratonie!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13