z Ustronia Morskiego sobie przywiozłem he,he... Stopy nie przyzwyczajone do biegania boso po plaży i wodzie, więc po pierwszej siódemce dorobiłem się dwóch "śliw" na lewej nodze i jednej mniejszej na prawej:( Wystraszyłem się, że nie będzie biegania hi,hi... Ale codzienne natłuszczanie i moczenie w mydlinach pozwoliło na codzienne truchty skrajem morza:)) Było fantastycznie!!! Całkiem inne powietrze;) Dzisiaj na *starych śmieciach* czytaj stałej przydomowej trasie zrobiłem jedenaście kilometrów i mówię do żony - tutaj chyba brakuje tlenu w powietrzu;)
Spodobało się stopom bieganie *na oklep* i w butach biegowych czułem się nieswojo he,he...
Wczoraj było wolno, bo trzeba było wracać:((
Rano nie dałem rady. Dopiero popołudniu kiedy temperatura zbliżyła się dwudziestu pięciu stopni pobiegłem wylać wiadro potu;)
Nad morzem pomimo biegania po piachu jakoś się nie pociłem, chociaż było ciężko. Cóż *jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.* Niestety nasz "Bałtyk" to nie Bałtyk hi,hi...




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz