między kałużami po porannym deszczu na początek hi,hi... Potem po rozgrzewce dziesięć przebieżek z czego siedem w mocno padającym deszczu;) Ale nie krzywduję sobie, bo bardzo lubię biegać kiedy pada i jest tak cieplutko dzisiaj (+18:)
Rewelacyjne jest bieganie gdy człowiek nie czuje, że się poci, bo jest i tak cały mokry he,he...
Co prawda znowu jakiś Gości przechodzący przez "Bałtyk" spoglądał na mnie spode łba jakbym jakieś zberezeństwa wyprawiał;)
Zero biegaczy:( o "Kijarzach" nawet nie wspomnę. Czyżby wszyscy bali się
wody lejącej z nieba? Przecież krople miękkiej wody to super odżywka na porost włosów;) i świetna maseczka na twarz dla Pań;)
Było fantastycznie! Śmiałem się sam do siebie:)
A... i dlatego pewnie Facio tak na mnie patrzył;) Przemokłem jak to się mówi "do suchej
nitki" he,he... Na szczęście przezornie wcześniej zabezpieczyłem folią
telefon, więc endo mogło rejestrować radosne i beztroskie hasanie:) W
drodze powrotnej zrezygnowałem ze slalomu i kałuże forsowałem "wpław"
hi,hi... Jak w dzieciństwie za dawnych dobrych czasów;) Czyli kolejny plus z biegania! "Po cywilu" gdybym latał po kałużach to ludzie pomyśleliby wariat! A tak przynajmniej zwariowany biegacz hi,hi...
Ogółem piętnaście kilometrów szybszego przebierani nogami i multum endorfin na cały dzisiejszy zapłakany dzień:)
Biegając w deszczu, po kałużach czy błocie też tak mam, że omijam mokre miejsca dopóki nie zmoczę butów a potem dzida na wprost a woda i błoto pryska na boki. Na zbiegu z góry Ślęży mam taki strumień, w który wbiegam i myję nogi i buty z błota, żeby nie wieźć go do domu. Fakt, to dziecinna zabawa i zwyczajnie ubrany człowiek w takiej sytuacji byłby brany za wariata :)) Fajny wpis, dużo optymizmu. Pozdro!
OdpowiedzUsuńdzięki Tomasz! już się bałem, że tylko ja tak mam ;) pozdrówka :)
OdpowiedzUsuńPodobnie jest z byciem młodym rodzicem. Można śpiewać na głos na ulicy i przynajmniej nikt człowieka za wariata nie weźmie ;-)
OdpowiedzUsuńKiedyś jak mnie deszcz zmęczył na treningu, poszedłem o krok dalej w biegowym szaleństwie. Po skończonym treningu zdjąłem przemoczone buty i skarpetki i do domu wróciłem boso. "Zaliczając" oczywiście każdą napotakaną kałużę :-D
o ja! też wracałem na bosaka hi,hi... Dzieciaki w oknach z zazdrością patrzyły jak śmigam po kałużach :) A w Ustce kiedy na biegu przez całe 10km lało jak "z cebra", ale było bardzo ciepło to po przekroczeniu mety wskoczyłem do morza tak jak biegłem ;) w spodenkach, koszulce, butach i czapce, która o mało nie odpłynęła he,he...
OdpowiedzUsuń