"Zdrowie tak jak pieniądze zdobywa się w pocie czoła.
A
ktywność fizyczna i przemyślany sposób odżywiania mogą być przyczyną dobrego stanu zdrowia
Nie dlatego przestajesz się bawić, bo się starzejesz. Starzejesz się, bo przestajesz się bawić"


Bardzo proszę dla Kuby mojego kumpla i z góry dziękuje:)

niedziela, 13 marca 2011

[263] Podziemne bieganie...

Uff, ale się działo ;) Od soboty do piątku tylko dwa treningi biegowe na luzie. Ale za to wczoraj biegowe "fedrowanie" kilometrów na 12 Godzinnym Podziemnym Biegu Sztafetowym w kopalni soli w Bochni. Nasza sztafeta nr 32 w składzie: Annika, Reijo, Ja_qb i piszący te słowa ;)
  W ciągu pół doby przebiegła 145,140 km co dało jej 41 miejsce na 59 sztafet (wg na razie nieoficjalnych wyników :) W ubiegłym roku uczestniczyliśmy w tej rewelacyjnej imprezie biegowej w identycznym składzie i wywalczyliśmy taką sama lokatę. Z tym, że teraz udało nam się ciut poprawić nasz rekord  km ;) Samo dostanie się do Bochni to naprawdę ogromny fart, bo na ponad 160 zgłoszonych ekip losowano jedynie 40 ;(
W piątek po południu wyjechaliśmy i pod szybem byliśmy już przed dwudziestą. Jeszcze przed zjazdem "na dół" spotkaliśmy się z naszym kolegą klubowym Darkiem, który tym razem jako klient reprezentował sklep internetowy olimpius.pl Byli też: szef olimpiusa z synem Kacprem (fajny chłopak i świetny ścigant) Tak na marginesie nabiegał z teamem ponad sto siedemdziesiąt pięć kilometrów i znaleźli się w pierwszej dziesiątce. Od dwudziestej zaczynały się zjazdy i z każdą chwilą pojawiało  się coraz więcej biegaczy. Bardzo dobrych znajomych jak Kaziu, który w tej imprezie uczestniczy nieprzerwanie od pierwszej edycji i znanych z widzenia na różnych biegach.
Na dole większość podekscytowana, najbardziej Ci którzy załapali się pierwszy raz ;) Od razu zajęliśmy "segment" do spania, czyli cztery złączone drewniane prycze.  Dwa spania na dole i dwa na górze ;) wyposażone w materace, więc wystarczy śpiwór i można kimać. Najpierw oczywiście kolacja, weryfikacja, odbiór pakietów, nocne polaków rozmowy i lulu ;) 
Oprócz szczęścia w losowaniu :) trafiliśmy też na super sąsiadów :) segment obok zajął team z Warszawy Return of the Ironman Team :) Poznaliśmy nowych ludzi, spotkaliśmy wielu znajomych m.in. Tusika, Golona, Leśnych Ludków i jeszcze innych.
To kolejny plus biegania - wielka liczba znajomych w całej Polsce ;) z którymi ma się wspólne tematy i można gadać bez końca ;)
W sobotę pobudka, śniadanko, przygotowanie, rozgrzewka i o dziesiątej pierwsza zmiana na start. Układ jest taki, że komora Ważyn gdzie się mieszka jest poniżej chodnika po którym się biega ;) Na bieganie trzeba więc wyjść po nie tyle schodach co takim jakby trapie :) zbitym z desek. Natomiast po bieganiu można wrócić korzystając z rewelacyjnej zjeżdżalni. I tu w grę wchodzi strategia :) Jedni zmieniają się co godzinę, inni co pętlę (2420m) jeszcze inni przyjmują różniste warianty. My po staremu ;) każdy biega po dwie pętle. Potem schodzi, albo hi hi.... zjeżdża i ma czas coś zjeść, napić się ewentualnie przebrać się itd. System sprawdził się już w 2008 roku i tego się trzymamy :) Dopiero na dwie godziny przed końcem idziemy wszyscy do komory zmian i robimy po jednej pętli. Pozwala to po pokonaniu 4840 metrów na odpoczynek i regeneracje oraz zachowanie sił do samego końca. Oczywiście wszystko zależy od priorytetu ;) Zwycięzcy co robią ponad dwieście kilometrów stosują bardziej agresywną taktykę, ale dla nas liczy się udział, dobra zabawa i kapitalna atmosfera tych zawodów :) Jasne, że na początku idzie jak po maśle, ale pod koniec to już bywa trudno poderwać się do szybszego biegu. Dla mnie ta sztafeta to jednak  bardzo dobry trening przed wiosennym maratonem. 
Początkowo cyfry na elektronicznym zegarze w komorze zmian przeskakują dość wolno, lecz po półmetku następuje przyśpieszenie i ani człowiek się obejrzy następuje chóralne odliczanie: dziesięć, dziewięć.... zero i sygnał syreny. W tym roku załapałem się na końcówkę; zacząłem ostatnią pętle na dziewięć minut przed końcem. Z moim "wykształceniem" to mało, żeby zrobić cała pętle :) Ale ściganci daliby  radę :) Najlepszy mój czas na pętli to dziesięć minut pięćdziesiąt sześć sekund. Na dźwięk syreny trzeba było się zatrzymać i czekać na sędziego. Przychodził odpinał numer, kładł na chodniku w kierunku biegu i dopiero można było zejść z trasy. Cały zabieg potrzebny jest na ręczny domiar pokonanego dystansu. 
Po zakończeniu biegu wspólna kolacja, niekończące się rozmowy, opowieści o wrażeniach i ... oczekiwanie na wyniki. Późno w nocy wymarzony prysznic i "w kimono" Rano wczesna pobudka, szybkie śniadanie i możliwość wycieczki z przewodnikiem po kopalni. W tym roku pojawiła się jeszcze jedna atrakcja: płynęliśmy  łodzią po komorze zalanej solanką.  Ciekawa sprawa z fajnym komentarzem przewodników.
Godzina dziewiąta uroczyste zakończenie, wręczenie medali, losowanie nagród i podziękowania  za fantastyczną imprezę dla organizatorów. Owacja na stojąco dla  "Koby"  /Tomka Głód/ głównego pomysłodawcy i dyrektora imprezy. Trochę razi tylko :( że nie wszyscy wytrzymują do końca i po odebraniu medali nie czekają na zakończenie tylko wychodzą w trakcie. A to chyba jedyny bieg gdzie począwszy od ostatniej do pierwszej sztafety wszystkie ekipy są proszone na podium :) Wiadomo wszyscy śpieszą się do domów, co niektórzy przyjechali z daleka... Ale to trochę lekceważące. Niczym w teatrze gdzie co bardziej "niecierpliwi"  nie czekają na końcowe opadnięcie kurtyny tylko trzaskają fotelami i w nogi ... do szatni ! Brzydko to wygląda i uważam, że jeśli Ktoś zdecydował się na półtorej doby pod ziemią to te kilka minut nie robi różnicy :) Jasne wcześniej pobiegną pod szyb, wcześniej wyjadą na górę, prędzej będą na parkingu. Tylko, że to takie nie honorowe.
Żeby zakończyć przyjemniejszym akcentem :)  mała dygresja. 
Z opowieści przewodników wynika, że Kopalnia w Bochni działa nieprzerwanie od około połowy 1200 roku. Od 2005 roku odbywają się kolejne edycje biegu (obecnie VII) Wcześniej była miejscem jedynie wielkiego trudu rzeszy ludzi którzy ciężką pracą wydzierali ziemi jej bogactwo. Od  Taty wiem, że przed II wojną światową w tej kopalni pracował mój Dziadek Jan. Na pewno na myśl Mu nie przyszło, że wnuk będąc w słusznym ;) wieku będzie biegał chodnikami, którymi być może zmierzał na codzienną szychtę :)



5 komentarzy:

  1. Fajna sprawa taki bieg pod ziemią, muszę kiedyś spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziemny bieg sztafetowy jest dosyć wysoko na mojej liście "chciałbym kiedyś pobiec". Może w przyszłym roku uda zebrać się ekipę Blogaczy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakby co hi hi ... mogę służyć za "przewodnika" byłem po raz trzeci :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Dziadkiem to zupełnie niesamowite - a to te same chodniki są, czy teraz już jakieś nowe funkcjonują? Bardzo lubię takie zbiegi :) okoliczności!
    I oczywiście gratuluję - udziału, wyniku i dobrej zabawy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Midi :) Te główne chodniki pewnie istnieją od dawna. W niedziele rano była wycieczka po kopalni, płynęliśmy też łodzią po solance:)i podczas tego spaceru przewodniczka pokazywała nam stare chodniki częściowo zawalone, które będą remontowane. Podobno szykują wkrótce extra trasę wycieczkową.

    OdpowiedzUsuń

Szukaj na tym blogu:

Translator

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13

...łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną, a ziemią..." Rdz.9,13